Elon Musk i Twitter – saga trwa i nieprędko się skończy – miliarder chce się wycofać, ale medium twierdzi, że nie może.
Najbogatszy człowiek świata, Elon Musk, od kilku miesięcy jest głównym bohaterem, a zarazem współautorem pełnej zwrotów akcji historii o kupowaniu Twittera. Póki co, finału tej opowieści nie widać.
Twitter powiedział, że oferta Elona Muska o zakończenie proponowanego przez niego przejęcia firmy za 44 miliardy dolarów jest „nieważna i bezprawna”. List skierowany do prawników Muska był następstwem piątkowej deklaracji prezesa Tesli, że planuje zerwać umowę. Przyczyną zerwania umowy ze strony Muska miał być większy niż deklarowany przez Twittera udział fake-kont.
Adwokaci Muska twierdzili w liście opublikowanym 8 lipca, że Twitter naruszył swoje zobowiązania związane z przejęciem, rzekomo nie dostarczając Muskowi rzetelnych informacji niezbędnych do obliczenia liczby kont spamowych w serwisie. Jednak prawnik Twittera, William Savitt napisał w poniedziałkowym liście, że – „Twitter nie naruszył żadnego ze swoich zobowiązań wynikających z umowy (…) a umowa pozostaje w mocy. (…) Twitter będzie nadal dostarczał informacje, o które rozsądnie zabiegał pan Musk w ramach Umowy i będzie sumiennie podejmował wszelkie środki wymagane do zamknięcia transakcji. (…) Twitter zastrzega sobie wszelkie umowne, prawne i inne prawa, w tym prawo do szczególnego egzekwowania zobowiązań wynikających z Umowy”.
Mówiąc wprost – Musk chce się wycofać z umowy, twierdząc, że Twitter nie grał czysto, podczas gdy władze popularnego medium są zdania, że wszystko jest w porządku i realizacje umowy należy kontynuować. Nic dziwnego, na stole leży bowiem aż 44 miliardy dolarów.
Miliarder z własnym medium społecznościowym
Na początku tej historii była wyrażona przez miliardera obawa o zbytnią moderację treści na Twitterze. Kontrowersyjny biznesman był przez lata bardzo aktywnym użytkownikiem popularnej platformy, a z racji swoich, nieraz wykraczających poza ogólnoprzyjęte standardy, wypowiedzi, czasami wywoływał dość żywiołowe reakcje społeczności. Mówiąc, że Musk był „twitterowym celebrytą”, nie minąłbym się zbytnio z prawdą.
Tyle tylko, że nie chodzi o zwykłego influencera, a kogoś, kto ma realną władze w postaci olbrzymich pieniędzy. Musk potrafił np. trząść kursem kryptowalut za pomocą jednego ledwie twitta. Ten poziom kontroli okazał się być jednak zbyt małym dla pochodzącego z RPA miliardera.
Musk chce kupić Twittera, ale…
„Jeśli nie możesz zmienić rzeczy, które drażnią w platformie – kup ją” – taki sposób myślenia nie jest niczym nowym – miliarderzy od dawna chętnie kupują media by mieć wpływ na sposób myślenia mas. Wystarczy wspomnieć chociażby zakup Wall Street Journal przez Jeffa Bezosa. Musk jednak poszedł dalej, bo zaproponował Twitterowi, że kupi cale medium społecznościowe.
Warto zastanowić się nad tym, co de facto oznaczałaby realizacja takiego planu. Właścicielem jednego z najbardziej popularnych mediów społecznościowych na świecie byłby jeden człowiek. To nie jest to samo, co widzimy przy przejęciu jednej firmy przez inną. Tu mówimy o zbudowaniu społecznościowego, cyfrowego folwarku dla jednego neo-magnata. Żadnej kontroli zbiorowej, jedynie słowo właściciela mogłoby decydować o kierunkach rozwoju.
Umowa, której realizacja będzie trudna
Umowa, po początkowych wątpliwościach Twittera, została zawarta 25 kwietnia. Zakładała zakup sieci społecznościowej za 54,20 USD/akcję, co łącznie oznaczało kwotę 44 mld USD. Już w maju pojawiła się jednak kwestia liczby realnych kont na Twitterze – parametru, który w dużej mierze determinuje realną wartość tej platformy. Musk i jego sztab poprosili Twittera o dostarczenie danych, które pokazałyby jaką część kont stanowią tzw. fake-konta i spam-konta. Platforma zarzekała się, że jest to liczba mniejsza niż 5% wszystkich kont.
To właśnie ta wartość ma być, zdaniem Muska i jego prawników, przyczyną konieczności zerwania umowy. Twierdzą oni bowiem, że Twitter nie podaje realnych danych – sztucznie zaniżając udział nieprawdziwych kont, a tym samym zawyżając wartość firmy. Oczywiście Twitter twierdzi, że wszystkie podawane Muskowi dane są prawdziwe, umowa jest podpisana, a wycofanie się z niej będzie miliardera słono kosztowało. Rzecz w tym, że umowa ta już dotychczas kosztowała sporo obie ze stron.
Koszt w cenie akcji
Tylko w poniedziałek 11 lipca akcje Twittera spadły o 11% do 32,65 USD. To oznacza aż 40% niższą stawkę niż przyjęte w umowie z Muskiem 54,20 USD. To realny spadek wartości firmy, wywołany w olbrzymiej mierze przepychankami z Muskiem. Sama informacja o nabyciu platformy społecznościowej przez ekscentrycznego miliardera przysłużyła się cenie akcji firmy, co widać dobrze gdy prześledzimy jej zmiany na przestrzeni ostatniego pół roku.
Szczyt wartości akcje Twittera osiągnęły w chwili zawarcia umowy z Muskiem, a same plotki i pierwsze informacje o rozmowach z miliarderem sprawiły, że cena akcji Twittera skoczyła do góry. Działo się tak pomimo dość powszechnych obaw o stan tej platformy po przejęciu, gdy Musk zapowiadał „zniesienie cenzury”.
Czy informacje płynące z linii Musk-Twitter wpływały jednocześnie na cenę akcji firm należących do ekscentrycznego miliardera? Oczywiście.
Tesla, motoryzacyjna firma Muska, dziwnym trafem zanotowała podobny szczyt w kwietniu… ale przed podaniem informacji o umowie. Gdy oficjalnie potwierdzono, że Musk wyda na zakup Twittera 44 mld USD, akcje Tesli zaczęły spadać. Spadki te widzieliśmy przez cały maj. Warto dodać uczciwie, że nie były one wyłącznie efektem deala Musk-Twitter, ale też problemów z fabryką w Niemczech czy też rosnącą inflacją, co naturalnie ograniczy popyt konsumentów.
Na umowie Musk-Twitter, póki co, nikt nie jest „do przodu”. Twitter i firmy Muska tracą na wartości, a sama umowa wciąż nie jest pewna. Jeśli dojdzie do jej zerwania obie strony czeka długa batalia sądowa, bo wartości kar umownych idą w olbrzymi kwoty. Niewykluczone jednak, że aktualna sytuacja to nic więcej jak gra ze strony Muska na obniżenie kwoty umowy i renegocjację umowy.
Intel i Google optymalizują obliczenia chmurowe pod wysokowydajne obliczenia HPC.