Obowiązkowa rządowa aplikacja na każdym telefonie w Polsce? To przerażający plan.
Wciąż jeszcze nie wyjaśniono sprawy inwigilacji przez polskie służby szeregu obywateli za pomocą oprogramowania Pegasus, a tymczasem Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA) ma plan, by każdy Polak miał na swoim telefonie specjalną, rządową aplikację.
Przyznaję, nie jestem fanem aplikacji powstających na zlecenie państwa. Jako dziennikarz nie zajmuję się polityką, więc raczej nie będę obiektem inwigilacji. Tego jednak nie mogą powiedzieć moi koledzy i koleżanki skupieni w swojej pracy zawodowej na tematach polityki i spraw społecznych. Dotychczas wszyscy mieliśmy wybór: mogliśmy tych aplikacji nie instalować. Wkrótce możemy tego wyboru nie mieć.
Jak donosi „Dziennik Gazeta Prawna” dwie aplikacje Regionalny System Ostrzegania (RSO) i Alarm112, mają być obowiązkowo instalowane na każdym smartfonie sprzedawanym na terenie Polski. Oficjalnie: ma to pomóc w zapewnieniu obywatelom bezpieczeństwa. Trzeba jednak pamiętać, że obecna polska administracja rządowa już parę razy dała się poznać jako dość łasa na dane o obywatelach. Kwestia Pegasusa nie jest wciąż zamknięta (i pewnie zostanie rozwikłana, jeśli w ogóle, dopiero po ewentualnej zmianie władzy).
Co robią wspomniane aplikacje? Regionalny System Ostrzegania (RSO) służy z grubsza do tego, do czego przywykliśmy w formie SMS-owej ostrzeżeń RCB. Gdy w naszej okolicy mogą wystąpić np. burze, ale też chociażby potencjalne blackouty (zapewne zobaczymy ich kilka tej jesieni i zimy), dostaniemy powiadomienie. Czyli RSO dubluje funkcjonalność istniejącego rozwiązania. W projekcie ustawy, znalazł się więc zapis o likwidacji Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Druga aplikacja, Alarm112, jest aplikacyjnym odpowiednikiem telefonu pod numer 112, aby zgłosić zagrożenie odpowiednim służbom.
Obie aplikacje nie są nowe – Regionalny System Ostrzegania (RSO) istnieje od 2018 roku (od tego czasu ponad 100 tys. pobrań), a Alarm112 od 2020 roku (nieco ponad 10 tys. pobrań). Wyniki te świadczą o tym, że Polacy jakoś nie garnęli się do używania tychże aplikacji.
Jak wskazuje projekt, za zainstalowanie oprogramowania ma odpowiadać „dystrybutor”. Niestety nie jest doprecyzowane kogo zgłaszający projekt rozumie jako dystrybutora (bo o brak zrozumienia funkcjonowania rynku urządzeń elektronicznych trudno jest rządu, po historiach z opłatą reprograficzną, nie podejrzewać). Projekt nie nakazuje jednak zablokowania możliwości odinstalowania aplikacji przez użytkownika. W teorii: żaden problem. W praktyce może być różnie, bowiem w oprogramowaniu mogą znaleźć się elementy, które np. po usunięciu aplikacji na telefonie pozostaną.
Trudno też wyjaśnić dlaczego, banalnej w gruncie rzeczy, funkcjonalności obu aplikacji, nie można wbudować w popularną (ponad 5 mln pobrań) aplikacji mObywatel? Ta jest chociaż do czegoś realnie przydatna.
Pozostaje też kwestia zaufania. To, konsekwentnie wobec władzy jest w naszym kraju niskie. I nie mam na myśli tylko tej władzy, ale każdej. Jeśli po przyszłorocznych wyborach zmieni się obóz rządzący, to ten sam brak zaufania, który dziś ma znaczna część społeczeństwa, będzie miało min. 30% ludzi. Gdy rząd chce wymusić przepisami instalowanie aplikacji, której nie zamierzam używać, zapala się ostrzegawcza lampka.
Szef senackiej komisji ds. inwigilacji z użyciem Pegasus, Marcin Bosacki, senator Koalicji Obywatelskiej, tak określił tę sytuację w rozmowie w RMF FM:
– To niesłuszna koncepcja – powiedział Bosacki – Jeśli to proponuje resort, na czele którego stoją Kamiński i Wąsik, skazanych za to, że podsłuchiwali przeciwników politycznych, to ja nie mam zaufania do takiego rządu (…) Jako obywatel, boję się tego typu działań rządu.
Na tę chwilę jest to tylko projekt. Do przekucia w gotową ustawę droga jest wciąż daleka i bez wątpienia projekt będzie pod wyraźną uwagą mediów. Ustawodawca zastrzegł zresztą wyjątek od stosowania w postaci „niemożności technicznej”.