Rynek ICT – Rekiny do okiełznania
Gigantyczne koncerny rządzą światowym rynkiem teleinformatycznym. Są również oskarżane o ingerencję w politykę. Przesada? Chyba nie, skoro zjawisko to dostrzega nawet rząd amerykański i mówi o planach podziału tych przedsiębiorstw. Co sądzą o nich szefowie polskich organizacji związanych z branżą ICT? Opinie są oczywiście podzielone.
W czasach dynamicznego rozwoju cyfryzacji ogromne koncerny zwane bigtechami stały się synonimem innowacji, wygody korzystania z usług, niskich cen i bezprecedensowej globalnej łączności. Jednak pod powierzchnią ich zaawansowanych interfejsów i przyjaznych dla użytkowników aplikacji kryje się złożona sieć zagadnień. Coraz częściej przyciągają one uwagę rządów, organów regulacyjnych, lokalnego biznesu oraz opinii publicznej.
Pieniądze, pieniądze…
– Jedną z najbardziej kontrowersyjnych kwestii związanych z bigtech są agresywne strategie optymalizacji podatkowej – podkreśla Piotr Mieczkowski, dyrektor zarządzający fundacji Digital Poland, wiceprezes European AI Forum. – Wiele z tych firm opanowało sztukę minimalizowania swoich zobowiązań podatkowych, szczególnie w Unii Europejskiej. Doskonałym przykładem było ustanowienie europejskiej siedziby głównej w Irlandii, kraju znanym z korzystnych stawek podatku od osób prawnych. Praktyka ta pozwala dużym firmom technologicznym kierować zyski za pośrednictwem irlandzkich spółek zależnych, znacznie zmniejszając ich obciążenia podatkowe w innych krajach UE, w których działają i generują znaczne przychody. Do kanonu weszły takie sformułowania jak double irish czy dutch sandwich.
Stosowane przez bigtechy strategie optymalizacji podatkowej skutkują nadmiernym transferem zysków do Stanów Zjednoczonych, gdzie wiele z tych firm ma siedziby, kosztem dochodów podatkowych krajów europejskich. Praktyka ta nie tylko pozbawia te ostatnie bardzo potrzebnych funduszy na usługi publiczne i infrastrukturę, ale także stwarza nierówne szanse lokalnym firmom, które nie mogą stosować podobnych technik unikania opodatkowania.
Szybki rozwój sztucznej inteligencji przez duże przedsiębiorstwa technologiczne wzbudza poważne obawy etyczne i prawne na całym świecie. Wiele z tych firm rozwija systemy SI, trenując je na ogromnych ilościach danych, w tym treściach chronionych prawem autorskim, często bez uzyskania zgody od pierwotnych twórców lub odpowiedniego wynagrodzenia. Ta praktyka omijania płatności za dostęp do treści i szkolenie SI bez zgody autorów zagraża źródłom utrzymania twórców treści. W miarę jak systemy SI stają się coraz bardziej wyrafinowane, rosną obawy, że mogą one ostatecznie zastąpić treści tworzone przez ludzi, co jeszcze bardziej zaostrza problem. Zwłaszcza gdy spojrzymy na kurczące się przychody tzw. czwartej władzy, której słaba kondycja sprzyja rosnącej popularności populistów i tyranów.
Praktyki monopolistyczne
– Rosnąca dominacja bigtech na rynku doprowadziła do oskarżeń o praktyki monopolistyczne, które tłumią konkurencję i innowacje – przypomina Piotr Mieczkowski. – Doskonałym przykładem jest casus Amazona w Wielkiej Brytanii, gdzie gigant handlu elektronicznego został oskarżony o wykorzystywanie swojej dominującej pozycji rynkowej ze szkodą dla małych i średnich przedsiębiorstw (MŚP). Kontrolując rynek, a także współzawodnicząc bezpośrednio ze sprzedawcami zewnętrznymi, Amazon został oskarżony o wykorzystywanie swoich ogromnych zbiorów danych w celu uzyskania nieuczciwej przewagi. Praktyka ta pozwala firmie identyfikować udane produkty i tworzyć konkurencyjne oferty, często po niższych cenach, skutecznie wypierając mniejszych konkurentów.
Podobne obawy pojawiły się w odniesieniu do innych dużych firm technologicznych w różnych sektorach, od mediów społecznościowych po wyszukiwarki, gdzie ich dominacja na rynku sprawia, że coraz trudniej działać mniejszym konkurentom, a tym bardziej nowym podmiotom. W ostatnich miesiącach w Stanach Zjednoczonych uznano, że firma Google posiada pozycję monopolistyczną na rynku wyszukiwarek, co nie może dziwić, biorąc pod uwagę zarówno udziały w rynku, jak i stosowane praktyki.
Innym obszarem, w którym siła rynkowa bigtechów budzi obawy, jest sfera usług przetwarzania w chmurze i centrów danych. Firmy te zostały oskarżone o zaniżanie cen za dostęp do swoich centrów danych i infrastruktury chmurowej. Podczas gdy niższe ceny mogą wydawać się korzystne dla odbiorców w perspektywie krótkoterminowej, praktyka ta może mieć długotrwałe negatywne skutki dla rynku. Europejskim konkurentom, często działającym przy wyższych kosztach ze względu na bardziej rygorystyczne przepisy, w tym prawa pracy, coraz trudniej jest konkurować ceną. Ponadto, bigtechy mogły dofinansowywać i utrzymywać nierentowne usługi chmurowe prawie przez dekadę, czerpiąc przychody z innych źródeł. Ta drapieżna strategia cenowa przyczyniła się do stworzenia monopolu, potencjalnie prowadząc do wyższych cen i ograniczenia innowacji w dłuższej perspektywie.
Europejskie regulacje
– Problemy związane z bigtechami są wieloaspektowe i wzajemnie powiązane, dotykając kwestii sprawiedliwości ekonomicznej, praw cyfrowych, konkurencji rynkowej czy etyki w biznesie – wyjaśnia Piotr Mieczkowski. – W miarę jak firmy te stają się coraz większe i coraz bardziej wpływowe, coraz pilniejsze staje się sprostanie tym wyzwaniom. Organy regulacyjne na całym świecie zmagają się z tym, jak skutecznie nadzorować i kontrolować działalność bigtechów bez tłumienia innowacji. Akt o rynkach cyfrowych (DSM) i akt o usługach cyfrowych (DSA) Unii Europejskiej są krokami w tym kierunku, mającymi na celu ograniczenie praktyk antykonkurencyjnych i zapewnienie większej odpowiedzialności. Jednak rozwiązanie tych kwestii będzie wymagało wspólnego wysiłku ze strony decydentów, liderów branży i społeczeństwa obywatelskiego. Trzeba bowiem znaleźć delikatną równowagę między wspieraniem innowacji a ochroną praw osób fizycznych, mniejszych firm i twórców treści. W mojej ocenie obecne przepisy pozwalają ograniczyć wiodącą rolę bigtechów, jednak wymagają skutecznego nadzoru. Niestety, na razie jest zbyt mało urzędników, by to zmienić.
Korporacje polityczne?
– Warto się zastanowić, skąd się biorą gigantyczne przychody największych firm technologicznych – zwraca uwagę Wiesław Paluszyński, prezes Polskiego Towarzystwa Informatycznego. – A na marginesie, big techy określamy jako przedsiębiorstwa informatyczne. Ale to nieprawda. Sklepy sprzedające w internecie rozmaite produkty nie są firmami informatycznymi. Owszem, one umiejętnie wykorzystują technologie informatyczne. Nawet inwestują ogromne środki w rozwój technologii, ale tylko tych, które wzmocnią i pozwolą rozwinąć ich biznes. W ten sposób prowadzą działalność i osiągają niesamowite rezultaty. Jednak chcąc je prawidłowo zdefiniować, powiedziałbym, że są to korporacje polityczne. Stały się potężne i nie mają w zasadzie poczucia przynależności państwowej.
Amerykanie doszli do przekonania, że są to w istocie państwa w państwie. A przecież Stany Zjednoczone pobierają jakieś podatki od tych gigantów (abstrahując od tego, czy są one adekwatne do osiąganych przychodów). Dlatego w USA pojawiają się pomysły, by te największe przedsiębiorstwa podzielić, podobnie jak wiele lat temu zrobiono z koncernem AT&T. W ten sposób zdemonopolizowano wtedy rynek usług telekomunikacyjnych.
Tym większe jest poczucie niezadowolenia w tych państwach, w których omawiane firmy nie płacą podatków. Zwłaszcza że żyją z wykorzystywania informacji, za które nie zapłaciły. W mediach społecznościowych klienci za darmo oddają im swoje dane i prawo do prywatności. Zaś cynicznie i bezwzględnie rozgrywają to autorytarne władze w takich krajach jak Rosja, Iran czy Chiny. Czyli big techy kształtują światopogląd, zaczynają określać zasady moralności i prowadzenia światowej polityki. To jest potężna siła, z którą pozostałe media nie są w stanie rywalizować.
– Mówimy przede wszystkim o koncernach amerykańskich – podkreśla Wiesław Paluszyński. – A chińskie Temu? To platforma agresywnie wciskająca ludziom chińskie towary z wykorzystaniem sztucznej inteligencji i wszelkich mechanizmów socjotechnicznych. W tym przypadku zyski zostają również poza miejscem zakupu tych towarów. Ale przecież podobnie zachowują się niektóre wielkie przedsiębiorstwa oferujące usługi chmurowe. One wystawiają faktury na przykład w Irlandii. Czyli VAT jest pobierany w tamtym kraju.
A przecież chodzi o miliardy euro, a więc jest o co walczyć. Mamy bowiem dwa rodzaje przedsiębiorstw. Pierwsza grupa to big techy inwestujące ogromne pieniądze, wykorzystując rozmaite technologie informatyczne, między innymi sztuczną inteligencję.
Z drugiej strony istnieją firmy przede wszystkim optymalizujące podatkowo swoje biznesy. Wiąże się to z istotą internetu. Na przykład polski fiskus niejednokrotnie nie zarabia na usługach chmurowych oferowanych poprzez sieć zza granicy. W tym modelu nie występują polskie firmy partnerskie, a więc nie ma pomysłu, jak taki biznes opodatkować. Wielkie platformy społecznościowe, robiące w naszym kraju dość dobre interesy, nie płacą u nas podatków. Ale nawet Stany Zjednoczone mają z tym spore problemy. Na wspomnianej optymalizacji zarabiają głównie prawnicy i doradcy podatkowi.
– Niedawno w Polsce byliśmy świadkami walki o ustawę dotyczącą praw autorskich – przypomina Wiesław Paluszyński. – Chodzi o to, by big techy uczciwie płaciły za treści, które pobierają. Wykorzystują je bez jakichkolwiek zahamowań, nic za nie nie płacąc. Czyli okradają (nazywając rzeczy po imieniu) twórców, wydawnictwa i państwa, gdzie te treści powstają. Sytuacja jest więc co najmniej dziwna. W efekcie nasze media tracą ogromne pieniądze. A bogacą się ponadpaństwowe twory, które pozostają praktycznie poza jakąkolwiek kontrolą. Moim zdaniem bez ogólnoświatowego porozumienia nie da się tego problemu rozwiązać. Próbuje z tym walczyć Unia Europejska, ale na razie nieskutecznie. Powinna bowiem rozmawiać z resztą świata jednym głosem. Tymczasem mamy do czynienia z licznymi konfliktami interesów. Przede wszystkim podejście Niemców i Francuzów do biznesu rozsadza tę organizację. Dlatego praktycznie nie jest ona partnerem, z którym big techy muszą się liczyć.
Współzawodnictwo i współpraca
– Dbałość o równe szanse na rynku cyfrowym jest konieczna – twierdzi Michał Kanownik, prezes Związku Cyfrowa Polska. – Młode ambitne firmy muszą mieć poczucie możliwości konkurowania nawet z największymi koncernami. To zdolność do rozwoju i tworzenia innowacji przez małe i średnie przedsiębiorstwa w znacznej mierze decyduje o konkurencyjności krajowej i europejskiej gospodarki, szczególnie w sektorze cyfrowym. Trzeba jednak pamiętać, że choć u podstawy gospodarki rynkowej leży konkurencja, to współpraca – zarówno pomiędzy małymi i dużymi podmiotami, jak i państwami na arenie międzynarodowej – jest niezbędna dla postępu. Tę synergię widzimy dziś choćby pomiędzy bigtechami a mniejszymi podmiotami – narzędzia i usługi udostępniane przez duże platformy umożliwiają MŚP prowadzenie działalności i oferowanie klientom swoich produktów. Korzyści są zatem obopólne.
Na świecie największą zmianą w opodatkowaniu dużych korporacji, nie tylko z sektora cyfrowego, jest obecnie globalny podatek minimalny (tak zwany filar II), który w UE obowiązuje na mocy dyrektywy z grudnia 2022 r., wzorowanej na zasadach modelowych opracowanych przez OECD. W Polsce trwa implementacja tego rozwiązania. Branża cyfrowa zdaje sobie sprawę z konieczności tego typu regulacji. Ważne jest jednak, aby w procesie jego wprowadzania do krajowego prawa nie zmniejszyć lub nawet nie utracić atrakcyjności inwestycyjnej naszego kraju. Dlatego polski rząd musi zatroszczyć się także o wzmocnienie obecnych narzędzi wspierających inwestycje w Polsce, które pozwolą inwestorom, także zagranicznym, poczuć stabilność fiskalną i gospodarczą naszego kraju.
Z punktu widzenia podmiotów (dużych i mniejszych), które chciałyby tu inwestować, wątpliwości budzić mogą propozycje podatków i innych, nowych danin implementowanych nagle, a szczególnie tych dyktowanych chwilowymi nastrojami politycznymi. Dotyczy to zarówno przepisów krajowych, jak i unijnych.
Więcej niż podatki
Trzeba jednak pamiętać, że podatki to tylko jeden z czynników kształtujących globalny i krajowy rynek. Polska korzysta z rozwoju gospodarki cyfrowej nie tylko za sprawą podatków, ale również – a może przede wszystkim – napływu innowacji, rozwoju kadr specjalistów czy dostępu lokalnych firm do nowych technologii i rozwiązań. Wszystko to jest możliwe w poważnym stopniu dzięki współpracy międzynarodowej. Między innymi kapitał ludzki i potencjał badawczy rozwija się w znacznej mierze poprzez inwestycje prowadzone przez zagraniczne koncerny – w lokowanych w naszym kraju centrach R&D.
Choć konieczne jest, by Polska i Europa samodzielnie dbały o dostateczny poziom własnych inwestycji w infrastrukturę cyfrową, sprzęt i innowacje, niezbędne jest również środowisko sprzyjające inwestycjom zagranicznym ze strony najbardziej rozwiniętych przedsiębiorstw. Stanowi ono szansę, by lokalne MŚP i specjaliści rozwijali własny potencjał w oparciu o cudze doświadczenia i możliwości. W interesie konkurencyjności krajowej i europejskiej gospodarki jest, by liderzy sektora cyfrowego właśnie tu realizowali przedsięwzięcia nastawione na innowacyjność.
Rynek głodny technologii
– Europejskie firmy, szczególnie te z regionu Europy Środkowo-Wschodniej, są głodne technologii – przypomina Michał Kanownik. – Nasz rynek jest wciąż otwarty na innowacje i by odpowiedzieć na te oczekiwania, niezbędna jest współpraca z koncernami globalnymi. W rezultacie kreatywne firmy mogą stawać się świetnymi partnerami dla gigantów rynku cyfrowego. Sektor teleinformatyczny w regionie doświadczył w ostatnich latach znacznego wzrostu. Ten region obejmujący 11 krajów stał się istotnym centrum postępu technologicznego, innowacji i cyfryzacji dla całej UE. Przy ludności liczącej niespełna 100 milionów mieszkańców, region odpowiada za 12,3 procent PKB UE. W ocenie liderów sektora prywatnego to przemiany technologiczne będą wiodącym czynnikiem zmian gospodarczych. A wraz ze wzrostem globalnego popytu na usługi i technologie cyfrowe, Europa Środkowo-Wschodnia uzyskała pozycję znaczącego gracza na rynku cyfrowym.
Partnerstwo kluczem do rozwoju
Aby umacniać tę pozycję regionu i nadal czerpać korzyści z rozwoju silnej gospodarki cyfrowej, konieczna jest ścisła współpraca z partnerami z całego świata. Niebezpieczne jest antagonizowanie podmiotów gospodarczych i państw o wiodącej pozycji na rynku cyfrowym. Kluczem do sukcesu Polski i Europy jest pielęgnowanie partnerskich relacji między innymi ze Stanami Zjednoczonymi, Japonią czy Koreą, które w wielu sferach są naszymi strategicznymi partnerami. Aby w pełni czerpać z potencjału nowoczesnego rynku, konkurencja musi zachodzić w duchu partnerstwa, przestrzega Michał Kanownik.
Sprawiedliwe opodatkowanie
– Dyskusja dotycząca wprowadzenia podatku cyfrowego od największych koncernów cyfrowych toczy się w przestrzeni publicznej od wielu lat – przypomina Andrzej Dulka, prezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. – To temat wieloaspektowy, który należy rozpatrywać w oparciu o wiele czynników, chociażby związanych z aktualną sytuacją branży czy funkcjonowania nowoczesnych gospodarek cyfrowych.
W dobie dynamicznie rozwijającej się gospodarki cyfrowej pojawia się oczywista potrzeba stworzenia adekwatnych rozwiązań, które będą odpowiadały na pytania związane z transparentnością i sprawiedliwym rozdziałem obciążeń podatkowych. Takie rozwiązania powinny brać pod uwagę specyfikę działalności tych firm, a także różnorodne interesy państw, w których prowadzą operacje.
– Zgodnie z niedawnymi zapowiedziami ministra cyfryzacji prace nad podatkiem cyfrowym mają zostać wznowione, jednak jeszcze nie w tym roku. Naszym zdaniem dobrym rozwiązaniem byłoby wypracowanie wspólnych rozwiązań w tym obszarze na poziomie unijnym. Sprawiedliwe opodatkowanie jest gwarantem równej konkurencji, a co za tym idzie – odpowiedzialnego rozwoju gospodarki – podsumowuje Andrzej Dulka.