Prezydent USA Donald Trump przygotowuje zmiany w prawie, które dotkną internetowych gigantów. Mają ponosić odpowiedzialność za materiały zamieszczane przez użytkowników. Podobne założenie widzieliśmy już w przypadku europejskiego „ACTA 2”.
Jak podaje Reuters, prezydent USA Donald Trump prawdopodobnie zleci prace zespołowi ekspertów, aby ten opracował zmiany w prawie, które aktualnie chroni Twittera, Facebooka i Google przed odpowiedzialnością za materiały zamieszczane przez ich użytkowników. To ma się zmienić, a cyfrowe platformy będą musiały zapanować nad treściami publikowanymi przez wielomilionowe społeczności.
Wcześniej, po sporze z Twitterem, Trump zagroził zamknięciem stron internetowych, które oskarżył o tłumienie konserwatywnych głosów w postach. Spór dotyczył m.in. tego, że Twitter postanowił oznaczyć tweety prezydenta zachęcając czytelników do sprawdzenia faktów. Z mediami społecznościowymi Trump ma rzeczywiście dziwną relację – z jednej strony regularnie oskarża je o stronniczość, z drugiej jest bardzo intensywnym użytkownikiem Twittera.
Sam pomysł na zmuszenie platform społecznościowych do ponoszenia odpowiedzialności za treści umieszczane przez użytkowników nie jest nowy – podobne regulacje w postaci dyrektywy zwanej (błędnie) „ACTA 2”, przyjęła w marcu ubiegłego roku Unia Europejska. Niesławny artykuł 13 tejże dyrektywy, nakłada odpowiedzialność platform internetowych, takich jak Facebook czy YouTube (ale też zwykłych stron internetowych, które mają dostępne dla użytkowników komentarze) za treści publikowane przez użytkowników. To oznacza konieczność aktywnego kontrolowania zamieszczanych treści, aby nie narazić się na konsekwencje prawne – np. wynikające z praw autorskich.
Amerykańskie przepisy miałyby jednak skupiać się głównie na kwestiach szerzenia dezinformacji czy pomówień. Nietrudno zrozumieć zresztą, dlaczego amerykańskiemu prezydentowi może zależeć na wprowadzeniu takich regulacji. Sam w mediach społecznościowych zetknąłem się wielokrotnie z nazywaniem Trumpa wprost – nazistą. Bez względu na to, czy z jego polityką się zgadzamy czy nie, amerykański prezydent nazistą nie jest. Jednak slogan „Trump is a nazi” jest bardzo intensywnie powtarzany w kręgach amerykańskiej lewicy. Jak miałyby wyglądać nowe przepisy? Dokładnych szczegółów wciąż nie podano, bo póki co administracja prezydencka ma zapewne tylko zarys projektu.
Nakaz prezydenta wymagałby od Federalnej Komisji Komunikacji (FCC) zaproponowania i wyjaśnienia przepisów w zgodności z Communications Decency Act (CDA), ustawą federalną w znacznym stopniu zwalniającą platformy internetowe z odpowiedzialności prawnej za materiały publikowane przez ich użytkowników. W zleceniu prezydent prosi FCC o zbadanie, czy działania związane z edycją treści przez firmy mediów społecznościowych powinny potencjalnie prowadzić do utraty przez platformę ochrony związanej z CDA.
W projekcie zarządzenia stwierdza się również, że Biuro Strategii Cyfrowej Białego Domu udostępni narzędzie, które pomoże obywatelom zgłaszać przypadki cenzury internetowej. Narzędzie to, zwane White House Tech Bias Reporting Tool, będzie zbierać skargi dotyczące cenzury internetowej i przekazywać je do Ministerstwa Sprawiedliwości i Federalnej Komisji Handlu (FTC). Projekt ma wymagać również, aby prokurator generalny powołał grupę roboczą obejmującą prokuratorów, którzy będą badać egzekwowanie przepisów stanowych zakazujących platformom internetowym udziału w nieuczciwych i wprowadzających w błąd działaniach.
Czy to oznacza cenzurę? Wszystko zależy od punktu widzenia. Między wolnością słowa, a komunikacyjną anarchią jest dość cienka linia. Najlepszym przykładem jest prawdopodobnie tzw. „mowa nienawiści” w sieci – trudno powiedzieć gdzie zaczyna się to zjawisko, a gdzie kończą inne niż reprezentowane przez cyfrową platformę poglądy czy krytyczne opinie.
https://itreseller.pl/itrnewdyrektor-finansowa-huawei-a-prywatnie-corke-zalozyciela-firmy-meng-wanzhou-prawdopodobnie-nie-uniknie-ekstradycji-do-usa-kontrowersyjne-orzeczenie-kanadyjskiego-sadu/