CEO NVIDII: „szaleństwem jest kupowanie sprzętu bez obsługi ray tracingu”. Czy Jensen Huang nie przesadził odrobinę?
Szef NVIDII, Jensen Huang, powiedział, że szaleństwem jest kupować procesor graficzny bez obsługi ray tracing w 2019 roku, co sugeruje, że GeForce RTX jest lepszym zakupem niż AMD Radeon RX. Pytanie tylko czy to rzeczywiście prawda?
Kilka dni temu NVIDIA ogłosiła swoje ostatnie wyniki finansowe, które ogólnie wykroczyły poza oczekiwania rynku. Podczas sesji Q&A o finansach, Jensen Huang, dyrektor generalny „zielonych” pokusił się o dość kontrowersyjne stwierdzenie:
„W tym momencie jest już przesądzone, że kupując nową kartę graficzną trzeba pamiętać, że miną 2, 3, 4 lata, aby brak wsparcia dla śledzenia promieni był po prostu szalony. Gry z obsługą ray tracingu cały czas wychodzą . Dodatkowo wydajność kart SUPER poprawia fakt, że ma on obsługę sprzętową śledzenia promieni. Będzie więc bardzo dobrze pozycjonowany przez cały przyszły rok.” – powiedział Jensen Huang, dyrektor generalny NVIDIA.
Oczywiście jest to wypowiedź wymierzona w nowe Radeony RX 5700/RX 5700 XT, które konkurują w popularnym segmencie tzw. wyższym średnim (ang. upper mid-range) z nowymi GeForce’ami RTX 2060 Super. Rzeczywiście, w przeciwieństwie do konstrukcji NVIDII nie mają one sprzętowego wsparcia dla śledzenia promieni. Czy czyni je to kartami „gorszymi”? I tak, i nie. Z jednej strony rzeczywiście nie mają one wyspecjalizowanych układów dla ray tracingu, co, jeśli AMD raczy z technologii tej skorzystać, będzie skutkowało ich niższą wydajnością. Z drugiej strony jednakże, jednostek RT nie mają także GeForce’y GTX, i to nie tylko poprzedniej generacji (Pascal), ale także nowe (Turing). Poza tym, liczba gier ze wsparciem technologii śledzenia promieni wciąż nie jest przytłaczająca.
Nie umniejszam przy tym znaczenia technologii śledzenia promieni. Wręcz przeciwnie. Chociaż nie jest jeszcze szeroko stosowany, to ray tracing czyni generowanie odbić znacznie bardziej realistycznym. Możemy np. bez problemu zobaczyć wszystko, co w rzeczywistości odbiłoby się w znajdującym się przed obserwatorem lustrze czy innej odbijającej światło powierzchni. „Wirtualne światło” pokonuje tu jednak odwrotną drogę niż prawdziwe – od obserwatora do obiektu odbijającego, i dalej, do źródła światła lub obiektu odbijanego. Dzięki temu obliczenia wykonywane są wyłącznie dla tych promieni „wirtualnego światła”, które obserwator może zobaczyć.