Kryptowaluty nie okazały się „cyfrowym złotem XXI wieku”.
W momentach niepokojów ludzie, świadomi niestabilności walut, inwestują w kruszce. Według entuzjastów kryptowalut, swoistym „złotem XXI wieku” miały stać się właśnie cyfrowe waluty. Najnowsze dane wskazują, że to raczej chybiony pogląd.
Cena bitcoina spadła do poziomu najniższego od dwóch tygodni po tym, jak prezydent Rosji Władimir Putin nakazał inwazję na Ukrainę. Bitcoin, często określany przez swoich zwolenników jako „cyfrowe złoto” nie zdaje więc egzaminu w czasie niepokoju. Zwolennicy kryptowalut byli przekonani, że mogą one pełnić funkcje podobne do złota – dzięki temu, że, podobnie jak kruszec, nie ma tu bezpośredniego połączenia z innymi rynkami finansowymi. Podobnie więc jak złoto, Bitcoin i spółka miałyby służyć jako zabezpieczenie przed globalną niepewnością gospodarczą, rosnącymi cenami i innymi negatywnymi zjawiskami czasów niepewności. Teoretycznie należałoby więc oczekiwać, że wobec szalejącej w wielu krajach, w tym w USA, inflacji (najwyższej od 1982 roku), a przy tym rozpoczynającej się wojnie na Ukrainie, ceny kryptowalut powinni rosnąć.
Tymczasem Bitcoin od czasu osiągnięcia szczytu cen w listopadzie 2021 zaczął tracić na wartości.
Bitcoin jest wciąż na zbyt wczesnym etapie dojrzałości, aby móc wprost określać go mianem cieszącego się dostatecznym zaufaniem by pełnić rolę lokaty kapitału w czasie, gdy rzeczywistość ekonomiczna nie jest szczególnie stabilna. Rzekome oderwanie Bitcoina od giełdy jest niepełne – cena tej kryptowaluty w znaczniej mierze podąża za trendami na giełdzie, co widać porównując kurs Bitcoina z indeksem S&P 500.
Tymczasem archaiczny środek lokaty kapitału – złoto – jest coraz droższe. Jak wskazuje Bloomberg, na rynku spot kurs złota rósł nawet o 2,1 proc. osiągając najwyższy kurs od stycznia 2021 roku.