Meta wycofuje się ze swojej kontrowersyjnej decyzji.
Całkiem niedawno sieć rozpaliła wiadomość o tym, że Meta dopuszczać będzie publikowanie treści w agresywny sposób atakujące rosyjskie wojsko, polityków Federacji Rosyjskiej, w tym samego „cara”. Teraz firma Marka Zuckerberga wycofuje się rakiem z tych deklaracji.
Decyzja ta od początku była dość kontrowersyjna. Facebook, przynajmniej deklaratywnie, ma całkiem wysokie standardy dotyczące tego, co wolno, a czego nie wolno powiedzieć. Oczywiście, nieraz prowadzi to do absurdów, ale „jakoś” działa. Firma musi regularnie odpierać zarzuty o światopoglądową stronniczość. Jednak w przypadku wojny na Ukrainie sprawa wydaje się dosłownie czarno-biała: Rosja jest agresorem, który atakuje dużo mniejszego sąsiada, a w tej napaści popełnia zbrodnie wojenne (co dziś potwierdził np. Senat USA, uznając Putina za zbrodniarza wojennego). W mediach społecznościowych, w takich okolicznościach, trudno więc spodziewać się choćby śladu symetryzmu.
Dlatego może nieco dziwić wycofywanie się przez Meta z wcześniejszych deklaracji. Firma nagle przypomniała, że zabrania na swoich platformach wezwań do zabójstwa czołowych światowych przywódców. W wewnętrznym poście do pracowników Nick Clegg, President of Global Affairs w Meta, powiedział: „nie zezwalamy na nawoływanie do zabójstwa głowy państwa”. Wewnętrzny wpis, został zgłoszony przez Bloomberg i Reuters. Nazwisko Putin w treści nie pada, ale o wątpliwości dziś trudno.
Należy założyć, że Meta po prostu ugięła się pod naciskiem Federacji Rosyjskiej, która oskarżyła firmę o aktywne nawoływanie do „nielegalnych wezwań do morderstwa i przemocy” wobec obywateli Rosji i wszczęła postępowanie karne przeciwko firmie. Rosja osobno podjęła kroki w celu zablokowania Facebooka i Instagrama w tym kraju w ramach tłumienia informacji o wojnie na Ukrainie. Efektem jest kolosalny wzrost liczby użytkowników VPNów na terenie Rosji.