Na czym grano w 2021 roku? Jakiego sprzętu używali pecetowi gracze?

Każdy, kto śledzi rynek podzespołów PC ze średnią chociażby uwagą, jest świadom specyfiki ostatniego roku – kluczowe dla graczy komponenty są trudno dostępne, a przez to, drogie. Właśnie pod znakiem drożyzny stoi przegląd sprzętu, jakiego używali gracze w 2021 roku. Na czym było grane? 

Chociaż IT Reseller jest tytułem biznesowym, to nie stronimy czasem od cyfrowej rozrywki. Zresztą, gry to znakomity, ale i potężny biznes. Dość przypomnieć, że kapitalizacja rynkowa polskiego CD Projektu sięgnęła w pewnym momencie (na krótko przed premierą „Cyberpunk 2077”) kwoty niemal 45 mld zł, przez moment wyprzedzając np. PKN Orlen. A przecież polskie studio nie jest największym w branży, będąc dość niewielkim przy globalnych kolosach pokroju Electronic Arts czy Ubisoft.

Gry to więc także biznes, i to biznes nie byle jaki. O ile jednak świat „Zachodu” gra głównie na konsolach (pomijam tu celowo gry mobilne, stanowiące potężną część całego przychodu z branży gier), o tyle gamingowy „Wschód” przez lata stawiał bardziej na poczciwe „pecety”. Jednak to, co dzieje się w ostatnim czasie z pecetowym gamingiem, może tę proporcję w naszym regionie zmienić.

Jak zmieniał się typowy komputer do gier w 2021 roku?

Patrząc na statystyki Steam zacznijmy od kwestii podstawowej: procesora. W 2021 roku widać umacnianie się pozycji jednostek o większej liczbie rdzeni. Chociaż największa część graczy nadal korzysta z jednostek 4-rdzeniowych (35,34% w grudniu 2021) to z miesiąca na miesiąc wartość ta systematycznie spadała. Na zbliżonym poziomie utrzymuje się udział jednostek 6-rdzeniowych (33,25% w grudniu 2021), co wyraźnie wskazuje na popularność układów Core i5 oraz Ryzen 5 – linii z założenia przeznaczonych do mainstreamu, w tym tego gamingowego. Systematycznie rósł natomiast udział jednostek 8-rdzeniowych (16,78%), co oznacza, że gracze chętniej migrowali w stronę procesorów linii wyższych, tzw. siódemek czyli Core i7 oraz Ryzen 7. To cieszy, bowiem od pewnego czasu, tj. od premier konsol nowej generacji, twórcy gier nie byli już ograniczani poprzez niewielką liczbę wątków w konsolach, a to jednak pod platformy Sony i Microsoftu tworzona jest większość gier. Konsole od ponad roku nie są więc „hamulcowym”.

Są nim natomiast pecety. I to nawet nie dlatego, że aż 11,33% graczy w grudniu 2021 roku korzystało z komputerów z dwurdzeniowym ledwie CPU. Powodem jest to, co dzieje się na rynku kart graficznych.

Otóż gracze nadal pozostają przy swoich starych kartach graficznych, czekając zapewne na lepsze czasy. Liderem popularności pozostaje więc, z udziałem 8,19%, NVIDIA GeForce GTX 1060 – karta z pierwszej połowy roku 2016. Tak, to już niemal 6-letni GPU, a pozostaje czołową kartą graficzną dziś. Dalej wcale nie jest dużo lepiej. Wicelider (GeForce GTX 1650) to karta segmentu niskiego, z pierwszej połowy roku 2019, więc także już niemłoda. 5,97% graczy korzysta z niej z dwóch powodów: jest to popularny układ w podstawowych laptopach dla graczy, ale też, już jako desktopowy GPU, jest po prostu bardziej osiągalna cenowo. Niestety, wydajnością ustępuje zabytkowemu już GTX’owi 1060. Trzeci stopień podium zajmuje natomiast GeForce GTX 1050 Ti, czyli kolejny układ z 2016 roku – jeszcze tańszy i jeszcze słabszy.

Niestety, ta ponura wyliczanka mogłaby trwać dłużej, bowiem w pierwszej dziesiątce, która łącznie odpowiada za 40,85% wszystkich kart stosowanych w grudniu 2021 roku przez graczy, nie ma ani jednego modelu GPU, który można uznać za aktualny. Popularność starych kart graficznych nie wynika z sentymentu. Wynika z cen.

„Po ile i dlaczego tak drogo?”

Przykładem tego, co działo się z cenami kart graficznych niech będzie karta MSI GeForce RTX 3060 Gaming X 12G – przedstawiciel, z założenia, segmentu średniego, generacyjny następca RTX 2060 (który również ma ciekawą historię cen w 2021 roku), oraz GIGABYTE GeForce GTX 1660 Ti OC 6G – przedstawiciel segmentu, który z założenia miał być bardziej osiągalny. Zacznijmy od pierwszej z kart. Otóż karta ta zaczynała rok z cenami detalicznymi na poziomie niecałych 3000 zł brutto.  Jednak w kilka miesięcy później, w marcu, ceny tej karty poszybowały aż okolic 5000 zł. Tak się również składa, że był to okres intensywnego wzrostu cen kryptowalut. Ich załamanie, związane głównie z decyzjami władz chińskich, które najpierw ograniczyły, a później niemal całkowicie zakazały wydobycia kryptowalut, przypadło na maj i czerwiec. W czerwcu, cena karty spadła o około 1000 zł, właściwie z dnia na dzień.

MSI GeForce RTX 3060 Gaming X 12G (fot. MSI)

GIGABYTE GeForce GTX 1660 Ti OC 6G zaczynał rok z cenami na poziomie około 1500 zł. W marcu wzrosły do ponad 2500 zł, by spaść do około 2000 zł w czerwcu i lipcu. Rekordowe kwoty trzeba było zapłacić pod koniec października – około 3500 zł za kartę pierwotnie wycenianą na nieco poniżej 1500 zł. Dziś cena tego GeForce’a to około 3100 zł. Tak, kryptowaluty ostatnio nieco staniały, podczas gdy w październiku rosły intensywnie, aby osiągnąć szczyt już na początku listopada. Trudno więc bagatelizować wpływ kryptowalut na ceny kart graficznych.

Oczywiście, nie jest tak, że kryptowaluty są jedynym winnym wysokich cen kart graficznych. Powodów jest jeszcze kilka, z których najważniejszym jest tzw. kryzys chipowy. Zjawisko to opisywaliśmy szerzej w numerze 340, dlatego tutaj dotknę tematu tylko skrótowo. Otóż wzrost zapotrzebowania na wszelkiego rodzaju półprzewodniki, związany m.in. z pracą zdalną, większą konsumpcją elektroniki, ale i zapotrzebowaniem w obszarze transportu i telekomunikacji, sprawił, że nieliczne przecież fabryki chipów pracują od dawna na pełnych obrotach. I nie chodzi tylko o TSMC, w którym powstają GPU zarówno AMD, jak i NVIDII, ale o wiele mniejszych firm, które produkują różnego rodzaju układy pomocnicze np. regulatory napięć. Ostatecznie, tworzący finalny produkt producent, w tym przypadku MSI, nie za bardzo ma możliwość manewru. Z jednej strony pozostaje uzależniony od dostawcy GPU (NVIDII lub AMD) i pamięci (np. Samsung) z drugiej od wielu mniejszych firm zapewniających dodatkowe chipy. Problemy w łańcuchach dostaw oraz narastający popyt sprawia, że czas oczekiwania się wydłuża, a cena rośnie. Ostatecznie, spada na końcowego klienta.

Polski handlarz przeniósł się z bazaru na Allegro i OLX

„Kupić tanio, drogo sprzedać” – dewiza handlu stara jak świat, chociaż mi niezmiennie kojarzy się ze skalą mikro, z drobnym ciułaczem, który niegdyś szmuglował w swoim dużym fiacie papierosy do Niemiec, a przywoził produkty chemii gospodarczej, by sprzedawać je na lokalnym bazarku w Polsce, z szyldem „Chemia z Niemiec”. I chociaż może wydawać się to zabawnym zjawiskiem, wcale takim nie było (no, może poza przemytem, ale lata 90 były pod wieloma względami dość dzikie). Ten duch drobnej przedsiębiorczości, walki o to by się „dorobić”, był startem dla wielu późniejszych biznesowych sukcesów.

I trwa do dziś. Takim „drobnym handlarzem” jest dziś tzw. scalper. Termin ten kiedyś odnosił się głównie do osób skupujących bilety na koncerty, a potem odsprzedających je, z odpowiednim narzutem oczywiście, chętnym, którzy nie zdążyli wykupić biletu na czas. Polski termin „konik” z jakiegoś powodu odszedł w zapomnienie. Scalping jako zjawisko znane jest m.in. w obrocie papierami wartościowymi. Dziś jednak scalper nie handluje biletami, dziś skupuje karty graficzne i konsole do gier, a więc produkty, których jest mało, a których ceny są trudne do przewidzenia. Korzysta przy tym ze wszelkich promocji, okazji, czasem biorąc na siebie pewne ryzyko. Jednocześnie winduje ceny.

Rzecz nie dotyczy tylko produktów nowych. Na rynek trafia wiele kart graficznych, które zostały masowo wykupione przez skalperów od kryptowalutowych górników. Popularność na Allegro i OLX Radeonów RX 580 mówi sama za siebie. Karta ta, mimo iż leciwa (Q2 2017) dysponowała jedną, ważną zaletą – była dobra w wydobyciu kryptowalut. Ceny popularnego modelu XFX Radeon RX 580 GTS XXX Edition na początku roku 2021 wynosiły około 900 zł. Dziś, za taką samą, używaną kartę, należy zapłacić ponad 2000 zł. Nie mówimy przy tym o współczesnej, nowej fabrycznie karcie, a o mogącym przez 4 lata pracować w koparce kryptowalutowej modelu, którego wydajność wystarczy najwyżej do rozrywki w 1080p przy średnich i niskich ustawieniach w dzisiejszych tytułach AAA.

Alternatywy, czyli na czym można grać

Cyfrowa rozrywka to dziś mainstream, a obraz wykreowany przez tzw. „stare media” jest daleko od rzeczywistości. Dziś gracz to już nie nastolatek bez kolegów. Obecnie graczem jest zarówno 40-kilkuletni prawnik, project managerka koło 30, jak i 16-letni fan esportu. Jest nim też piszący ten tekst. Niekoniecznie jednak chcemy, my, gracze, wydawać dziesiątki tysięcy złotych na nowe konfiguracje, gdzie za samą kartę pozwalającą na grę w 4K trzeba wyłożyć dziś koło 7 tysięcy złotych. Na czym mają więc grać gracze w 2022 roku?

Pierwszą alternatywą są konsole. Tak, ich też dotknął w pewnym momencie problem z dostępnością, szczególnie mocno widoczny w przypadku Sony PlayStation 5, która padła ofiarą scalperów. Dziś jednak PS5 jest dostępna za około 3000 zł, zwykle w zestawach z niezłymi tytułami. Oczywiście, gry na tę platformę pozostają drogie, ale przynajmniej nie rośnie zbyt szybko tzw. pile of shame. Nieco lepiej jest w przypadku Xbox Series X, konsoli wprawdzie dysponującej mniejszą liczbą naprawdę mocnych tytułów, za to tańszą (da się ją dziś kupić za około 2500 zł) i ze świetną usługą abonamentową Xbox Game Pass Ultimate, dającą dostęp do pokaźnej biblioteki gier. Jest jeszcze Xbox Series S, okrojona wersja swojego większego kuzyna, ostatnio silnie promowana, ale mimo wszystko nie tak atrakcyjna.

Drugą opcją jest cloud gaming. Po tym, jak moja leciwa karta graficzna odeszła do krainy wiecznie kolorowych pikseli, sprawdziłem działanie usługi GeForce Now. Nie mam w domu światłowodu, acz dość szybkie mimo to łącze pozwoliło mi na dość komfortową rozgrywkę. Cloud gaming pozwolił mi na korzystanie z nowych gier na komputerze, który jest wyposażony jedynie w „integrę”. Obliczenia nie są bowiem dokonywane na moim PC, ale na maszynach, które w ramach abonamentu GeForce Now zdalnie udostępnia NVIDIA. Gry musimy mieć własne, a po podłączeniu konta Steam do GeForce Now wybór zwykle mamy dość szeroki. Możemy tez szybko sprawdzić wiele różnych tytułów, bez czekania na ich instalację. To bardzo dobre rozwiązanie, chociaż obarczone pewnymi wadami. Przede wszystkim – sieć. Jeżeli ktoś z domowników postanowi w tym samym czasie obejrzeć na Netflixie swój ulubiony serial w 4K, to możemy spodziewać się utrudnień. Nie wszystkie duże tytuły są też z GeForce Now zgodne. Ja najbardziej ubolewam nad brakiem serii Total War, prawdopodobnie najlepszych gier strategicznych ostatnich lat.

Mimo wszystko, GeForce Now jest świetną opcją dla tych, którym nie uśmiecha się wydawanie malej fortuny na kartę graficzną. Na horyzoncie nie ma bowiem nadal momentu, w którym ceny wrócą do normy. Prezesi czołowych firm mówią czasem o końcówce 2022 roku, czasem o 2023 roku. Oni też nie mają pewności co do tego, co przyniesie nam nowy rok. Może to okazja, by sięgnąć po starsze gry, które zalegają w Waszych bibliotekach na Steam, a nigdy nie zostały nawet ruszone?

 

Podsumowanie CES 2022 – największe targi elektroniki użytkowej w USA inne niż zwykle.