Nowy Nintendo Switch poprawi to, co było największa wadą dotychczasowej wersji znakomitej, mobilnej konsoli. Czy to wystarczy?
Ogłoszono odświeżoną wersję Nintendo Switch, która nareszcie wprowadzi dobrej jakości ekran do mobilnej konsoli japońskiego producenta. Pytanie tylko czy to nie za mało, by utrzymać atrakcyjność Switcha?
Ogłoszono wreszcie długo oczekiwany model Nintendo Switch OLED. Ta zaktualizowana wersja popularnej konsoli będzie dostępna na całym świecie od 8 października. Nie jest to jednak Switch Pro, co oznacza, że specyfikacja sprzętowa jest zapewne taka sama (lub niemal taka sama) jak w dotychczasowym modelu. Nie ma więc skalowania do 4K ani obsługi NVIDIA DLSS, pomimo iż urządzenie pracuje na SoC NVIDII. Jedyne istotne zmiany to nowy 7-calowy wyświetlacz i podwojona pojemność pamięci wewnętrznej. Dobre i to.
https://youtu.be/4mHq6Y7JSmg
Mamy więc 64 GB wewnętrznej pamięci i nowy ekran, który nie będzie męczył nas wyblakłymi kolorami, jak miał zwyczaj czynić poprzednik. Kolejną zmianą, która nie tyle dotyczy samej konsoli, a jej stacji dokującej, jest dodanie jej portu LAN. Gdybym miał podpowiedzieć coś Nintendo, to chyba nie byłbym oryginalny i obok lepszego ekranu sugerowałbym stworzenie joyconów, które nie rozpadałyby się w rękach po pół roku grania.
Gracze chyba jednak oczekiwali więcej. Nie ma się co oszukiwać: procesor znajdujący się w Switchu już w chwili premiery nie był najsilniejszą jednostką. W 2021 roku ustępuje wydajnością większości smartfonowych SoC ze średniej półki. Może po prostu NVIDIA nie przygotowała jeszcze następcy Tegry X1?
Podejrzewam więc, że Nintendo Switch OLED jest po prostu czymś na kształt pośredniego ogniwa między „starym” Switchem i, mającym się ukazać w 2022 roku (jeśli wierzyć plotkom) Switchem Pro. Jestem niemal pewien, że dostanie on ten sam ekran OLED, co odświeżony Switch. W środku jednak oczekuję małej rewolucji. Póki co, jest stagnacja.