Oddychałem najczystszym powietrzem na Ziemi… w fabryce półprzewodników

W drugiej połowie października miałem okazję odwiedzić jeden z najbardziej zaawansowanych zakładów produkcyjnych na świecie. Na zaproszenie firmy Intel polecałem do Arizony, gdzie w mieście Chandler powstają procesory napędzające nasze komputery, laptopy, stacje robocze czy serwery. Chciałbym się z Wami, drodzy czytelnicy, podzielić wrażeniami z tej wizyty.

Z czym kojarzy się Arizona? Mnie do niedawna ten upalny stan kojarzył się głównie z pustynią, Wielkim Kanionem, kaktusami, krajobrazami niczym ze starych westernów i nie zawsze legalnym przekraczaniem granicy z Meksykiem. Obecnie moje skojarzenia są bogatsze o supernowoczesną produkcję półprzewodników.

Ja i John Kalvin, Vice President and General Manager Global Partners & Support w Intel, podczas zwiedzania fabryki Fab42.

 

Lokalizacja, skala, perspektywy

Chandler to liczące sobie ponad 270 tys. mieszkańców miasto, będące częścią aglomeracji Phoenix. To właśnie tutaj ponad 40 lat temu, bo w 1980 roku Intel otworzył Fab 6, wówczas produkujący procesory 286. Zakład ten był początkiem działalności produkcyjnej Intela w Arizonie. Dzisiaj kompleks produkcyjny procesorowego giganta obejmuje fabryki: Fab 12, Fab 22 oraz Fab 42. To właśnie tę ostatnią, otworzoną w 2020 roku, miałem okazję zobaczyć od wewnątrz. Nie jest ona przy tym w żadnym razie domknięciem inwestycji Intela w Chandler. Obok powstają bowiem Fab 52 i Fab 62. W nowych fabrykach będą produkowane najbardziej zaawansowane technologie procesowe Intela, w tym Intel 18A i Intel 20A z nowymi innowacjami RibbonFET i PowerVia.

Plac budowy, jeden z kilku, obok fabryki Intel Fab42 – w tle widać zakład uzdatniania wody (po lewej) oraz zakłady chemiczne (po prawej).

Trudna jest do uzmysłowienia skala tego przedsięwzięcia. Obecnie w firmie Intel pracuje ponad 13 000 mieszkańców Arizony. Jednocześnie dzięki inwestycjom Intela łącznie powstało aż 58 600 nowych miejsc pracy, a roczny wpływ do budżetu stanowego w wyniku działalności firmy Intel wynosi 8,6 miliarda dolarów. Łącznie, od początku swojej obecności w Arizonie, Intel zainwestował w tym pustynnym stanie aż 50 miliardów dolarów. Rozbudowa kampusu produkcyjnego ma, zdaniem przedstawicieli firmy, umożliwić powstanie ponad 3000 wysokopłatnych miejsc pracy w firmie Intel zajmujących się zaawansowanymi technologiami oraz 3000 stanowisk pracy w branży budowlanej. Ponadto, pośrednio, powoduje powstanie kolejnych 15 000 miejsc pracy w okolicy.

Miałem okazję objechać plac budowy nowych zakładów Intela. Przejażdżka trwała około 20 min. W tym czasie obserwowałem kolosalny teren będący miejscem pracy kilku tysięcy osób. Budowa takich zakładów jest wymagająca m.in. także ze względu na konieczność wpasowania ich w już istniejący system produkcyjny. Docelowo, nowe placówki będą połączone tzw. czystymi korytarzami, czyli tunelami objętymi zaawansowaną filtracją powietrza, działającą w całej przestrzeni produkcyjnej.

Najczystsze powietrze na świecie

Wspomniany wyżej system filtracji powietrza to właściwie technologiczne arcydzieło, wymagające osobnego omówienia. Zastosowane w fabryce systemy używają filtrów HEPA, ULPA i SULPA HEPA, które usuwają 99,9999% wszystkich cząstek o wielkości 0,12 mikrona i mniejszych. Dla porównania, ludzki włos ma średnicę około 100 mikronów. W odwiedzonej przeze mnie fabryce Fab 42 całość powietrza wymieniana jest, bagatela 6 razy na minutę. Wszystko, włącznie z ludźmi, jest tu pod szczególnym nadzorem jeśli chodzi o czystość i jest to w pełni zrozumiałe. Wafle krzemowe, na różnych etapach produkcji, otrzymują kolejne warstwy, są poddawane licznym procesom obróbki chemicznej i optycznej – nawet najmniejsze drobinki kurzu mogą zaburzyć owe procesy. Stąd tak daleko posunięta, obsesyjna wręcz dbałość o czystość powietrza.

Czystość ta obejmuje także specjalne wyposażenie, jakie obowiązuje pracowników fabryki. Inżynierowie Intela, których praca wymaga wchodzenia do przestrzeni produkcyjnej, ale też testowej, zobowiązani są do zakładania specjalnych kombinezonów (tzw. bunny suits), okularów i masek. Sam proces ubierania kolejnych części tego dość długo, zwłaszcza gdy nie ma się w tym wprawy. Wiem, bo miałem okazję sprawdzić to osobiście.

Grono dziennikarzy i pracowników Intela biorących udział w wyprawie po fabryce Fab42. Z Europy byłem jedynie ja i kolega z Niemiec, co naturalnie przywodzi na myśl lokalizacje najnowszych inwestycji Intela na Starym Kontynencie

Wewnątrz fabryki

Po przywdzianiu (przy pomocy specjalnego personelu) pełnego wyposażenia ochronnego, ruszyliśmy w głąb fabryki. Jej sterylne wnętrza bardziej przywodzą na myśl kino science-fiction niż współczesność. Należy jednak pamiętać, że Fab 42 to wyłącznie science, bez cienia fiction.

Wnętrze fabryki, Fab 42 (phot. Intel)

Wnętrze zakładu produkującego chipy to prawdziwa świątynia automatyzacji. Na terenie fabryki Intela działa łącznie kilkanaście tysięcy poruszających się na podsufitowej szynie robotów przewożących tzw. FOUPS (skrót od Front Opening Unified Pods), specjalnych zasobników mogących zmieścić nawet do 25 wafli krzemowych. Są tak zbudowane, aby wafle pozostawały w idealnych, sterylnych warunkach, nawet podczas dość szybkiego transportu. Wiele z robotów transportowych, co zwróciło moją uwagę, porusza się pustych. To także kwestia optymalizacji – aby znajdowały się dostatecznie blisko miejsca podjęcia kolejnych FOUPS’ów, a czas oczekiwania był skrócony do minimum. Fabryka oznaczona numerem 42 sprawiała wrażenie żywego organizmu, w którym wszystko dzieje się w określonym porządku, automatycznie i bardzo szybko. Robotów jest tu zdecydowanie więcej niż ludzi, chociaż i tych nie brakuje. O nich jednak, o pracownikach Intela, z którymi zetknąłem się w Arizonie, nieco później.

Jeden z tysięcy robotów transportujących wafle krzemowe (fot. Intel)

Żałuję, że w części produkcyjnej nie wolno robić zdjęć. Jest to oczywiście zrozumiałe, zarówno ze względów dotyczących organizacji pracy, patentów i technologii, jak i z przyczyn związanych bezpośrednio z produkcją. Mowa o operacjach na mikroskopijnych cząstkach, więc nic nie powinno zaburzać środowiska wokół maszyn. Mogłem natomiast przyjrzeć się niemal gotowym chipom korzystając z zaawansowanego mikroskopu. Obraz, który my, miłośnicy technologii, znamy dość dobrze ze schematów udostępnianych przez producentów, zaskakuje na żywo. Zwiększony stopień powiększenia ukazuje całą złożoność szczytowych osiągnięć nauki, jaką niewątpliwie są mikrochipy.

Zaskakująca jest w Fab42 nie tyle nawet technologia, bo tę, chociaż w czystej teorii, znałem już wcześniej, ale skala. Widać ją zarówno z zewnątrz, jak i w środku kompleksu produkcyjnego. Skalę przedsięwzięcia dodatkowo uwidacznia fakt, że wiele z maszyn pracujących w fabryce Intela kosztuje miliony dolarów, a urządzeń tych są, tylko w Fab42, setki. Olbrzymia przestrzeń jest wykorzystana optymalnie, maszyny i stanowiska pracy tworzą specjalne alejki, które są oznaczone kolorami. Ten charakterystyczny kolorowy kod pojawia się także na samych maszynach i… strojach ochronnych. Dlaczego? Chodzi o pracę z określonymi pierwiastkami, które mogą być niepożądane w innych strefach. Np. ktoś w pomarańczowym kombinezonie (odpowiadającym za obszar z miedzią) nie powinien wchodzić między maszyny w strefach o kolorach reprezentujących inne pierwiastki. Większość fabryki jednakże jest strefą białą. W takie też kombinezony ja i inni dziennikarze biorący udział w zwiedzaniu, musieliśmy się przyodziać.

Naszym przewodnikiem po fabryce był Manager of the Manufacturing Systems Group, Mike Fendrick. I to właśnie tu chciałbym wspomnieć o ludziach, których miałem okazję poznać podczas wyprawy do Arizony.

Zespół

Intel to oczywiście gigantyczna korporacja, zatrudniająca tysiące ludzi na całym świecie. Może się więc wydawać, że sprawczość jednostki w tak wielkim środowisku będzie mocno ograniczona. Mam jednak nieodparte wrażenie, że Intel z jakiegoś powodu przyciąga pasjonatów. Oprowadzający nas po fabryce Mike Fendrick bez cienia wątpliwości jest kimś takim. Ogrom pracy organizacyjnej, którego wymaga kompleks produkcyjny w Chandler, w opowieści tego doświadczonego managera jawił się jako coś w pół drogi pomiędzy interesującym wyzwaniem, zabawą, sportem i wyścigiem z czasem. Trudno było też nie dostrzec specyfiki języka, jakim Mike opowiadał o działalności fabryki: “jestem odpowiedzialny za”, “ja produkuję”, “mam zespół”. I to, przyznaję, było dla mnie uderzające. Utożsamianie się ze swoją pracą, z miejscem i firmą na poziomie, który jest nieczęsto spotykany.

Ktoś mógłby doszukać się w tym podejściu pewnej podobieństwa do mrocznej strony naszego rodzimego wydania kapitalizmu, gdzie szef często przypisuje wszelkie sukcesy własnej firmy nieco przerośniętemu “ja”. Tymczasem Mike wiele razy zatrzymywał naszą wycieczkę przy pracujących w fabryce inżynierach, aby pochwalić ich pracę czy pomysłowość. Przykładem był chociażby niewielki zespół, który na potrzeby fabryki projektuje i drukuje na drukarkach 3D przeróżne elementy, których sprowadzanie byłoby zwyczajnie nieopłacalne, trudne lub nieekologiczne.

“Jesteśmy firmą tworzącą technologię zmieniającą świat, poprawiającą życie wszystkich ludzi na Ziemi” – zaczął z przekonaniem swoje wystąpienie Mike Fendrick – “(…) Prawdopodobnie wielu ludzi nie korzysta tak regularnie z komputera, może nie mieć dostępu do takiej samej infrastruktury sieciowej, centrów danych, dostawców usług w chmurze, jak my, ale mimo to czerpią z tego korzyści, ponieważ my tworzymy je w sposób, który pomaga poprawić ich standard życia. “

Pasja, jaką obdarza swoją pracę, była widoczna także w tym jak o swoim obszarze działań opowiada Todd Brady, Vice President, Global Public Affairs & Chief Sustainability Officer w Intel. Ma on zresztą powody do zadowolenia, bo Intel naprawdę robi wiele, aby poza zwyczajowym mianem “niebieskich” nazywać tę firmę także “zieloną”.

John Kalvin, Vice President and General Manager Global Partners & Support w Intel, który był jednym z inicjatorów medialnej wyprawy do Fab42 (a dzień wcześniej odbywał podobną wyprawę z partnerami Intela), opowiadając o działalności produkcyjnej Intela wyraźnie wyrażał dumę z osiągnięć firmy i jej miejsca w globalnym ekosystemie wytwarzania półprzewodników. Z Johnem miałem okazję porozmawiać nieco dłużej, stąd wiem, że to człowiek o szerokich perspektywach oraz głębokim zrozumieniu jaką rolę w geopolityce odgrywa dziś, chociaż pośrednio, firma Intel.

John Kalvin opowiedział m.in. o globalnym znaczeniu produkcji półprzewodników

Poza pasją, było jeszcze coś, co łączyło Johna, Mike’a, Todda i jeszcze kilka innych osób, które poznałem w Arizonie. Staż pracy. Każdy z wymienionej trójki pracuje dla Intela od ponad dwóch dekad. I nie są wyjątkiem! Podobnie długie staże widać w filmie Intel dość powszechnie. Jeśli to o czymś świadczy, to zapewne o tym jakiej jakości pracodawcą jest firma z Santa Clara. Utrzymanie eksperta w zespole przez ponad dwie dekady to coś, czym niewiele firm może się pochwalić. Jakość przedsiębiorstwa w roli pracodawcy to wbrew pozorom także część przemyślanej strategii zrównoważonego rozwoju. Zwykle ten termin jest używany jedynie w kontekście ekologicznym, natomiast często zapominamy o jego wydźwięku społecznym.

Wielki biznes odciska swoje piętno na społecznościach, tam gdzie działa aktywnie. Przykład Arizony, teoretycznie stanu dosyć peryferyjnego, a już z pewnością pustynnego i niezbyt gęsto zamieszkanego, jest znaczący. Wpływ Intela na lokalną gospodarkę, może być ciekawą nauką dla krajów europejskich, szczególnie Polski i Niemiec. To właśnie te dwa państwa były często wspominane podczas wystąpień kluczowych managerów, wymienionych powyżej. Przyczyna tego jest oczywista. Zarówno w Niemczech (Magdeburg), jak i w Polsce (Wrocław), wkrótce powstaną dwa duże zakłady produkcyjne Intela. Kto wie, być może to także pośrednia przyczyna, dla której jedynym dziennikarzem z Europy, poza mną, był kolega z niemieckiego Frankfurter Allgemeine Zeitung.

Jeśli to celowy zabieg, to w pełni zrozumiały. Podczas gdy w Europie systematycznie pojawiają się pomysły na to jak opodatkować skutecznie amerykańskie filmy technologiczne, Intel nie bez przyczyny chce pokazać jakie korzyści niosą inwestycje w półprzewodniki dla Europy. A korzyści tych jest naprawdę niemało.

“Po raz pierwszy przyszliśmy do Arizony w 1979 roku. A więc trochę ponad 40 lat temu. Mamy 13 000 pracowników, z których część pracuje w tej fabryce. Mamy jednostki biznesowe, inżynieryjne, a więc szeroką gamę pracowników. Ale nie chodzi tylko o naszych pracowników w tym obiekcie. To także rodzaj rozwoju gospodarczego, łańcucha dostaw i ekosystemu, który wokół tego obiektu tworzymy. Zatem ogółem powstało około 58 000 miejsc pracy.” – powiedział John Kalvin, Vice President and General Manager Global Partners & Support w Intel – ”W ciągu tych 40 lat zainwestowaliśmy tutaj 34,5 miliarda dolarów. To daje wgląd w niektóre inne inwestycje, które realizujemy obecnie, na przykład w Ohio, w Magdeburgu w Niemczech czy w Polsce. (…) Jeśli pomyślimy o pięciu, dziesięciu czy piętnastu latach rozwoju, a co dopiero 40, możemy zobaczyć całkowity wkład w lokalną gospodarkę.”

Dodać do tego należy coś, o czym przedstawicie Intela nie bardzo mogą powiedzieć wprost, a więc korzyści pozagospodarcze. Ważne punkty w łańcuchach dostaw kluczowych dla współczesnego przemysłu półprzewodników zapewne zyskają nie tylko gospodarczo, ale także politycznie. Zwłaszcza w sytuacji, w której zarówno Tajwan, będący światowym centrum produkcji półprzewodników, jak Izrael, który jest jednym z ważniejszych miejsc operacji Intela na świecie, nie są obszarami w pełni stabilnymi i bezpiecznymi. Intel zabezpiecza więc swoje łańcuchy dostaw, a obecność ważnych punktów produkcyjnych w Polsce i w Niemczech, stawia nasz region (bo tak, z mojej, poznańskiej perspektywy, Magdeburg i Wrocław to mniej więcej podobna odległość i jeden region; Europy Centralnej) w bardzo interesującej pozycji.

Na dzisiejszych jednostkach serwerowych widać dokładnie, że sposób i liczba rozmieszczanych na podstawie chipów się zmienia. Ta swoista „fafelkowa” budowa współczesnych CPU jest jednym z czołowych osiągnięć produkcyjnych ostatnich kilku lat. Pozwala sprawniej tworzyć układy o zróżnicowanej funkcjonalności.

Oczywiście, takie inwestycje to także niebagatelne pieniądze. Już teraz to poważny biznes, generujący olbrzymie przychody. Nie ma też wątpliwości, że znaczenie półprzewodników będzie jedynie rosło.

“Dzisiejsza branża (red. półprzewodników) to przemysł wart około 575 miliardów dolarów. Ale wielu obserwatorów i analityków przewiduje, że do końca tej dekady branża ta wzrośnie do ponad 1 biliona dolarów. Na to wpływa wiele różnych czynników: sztuczna inteligencja, infrastruktura sieciowa, pojazdy autonomiczne. W zeszłym roku w USA półprzewodniki były piątym co do wielkości eksportem, zaraz za energią i samolotami. To ogromny wpływ na amerykańską gospodarkę. Widzimy zainteresowanie pod postacią ustawy o chipach i, na innych poziomach dalszej pomocy w pobudzaniu produkcji na szczeblu lokalnym i krajowym, nie tylko z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego, ale także wpływu, jaki to wywiera ma na naszą gospodarkę” – powiedział Mike Fendrick, Manager of the Manufacturing Systems Group.

A co ze środowiskiem?

Rozwój i inwestycje, zwłaszcza o takiej skali, mogą budzić obawy dotyczące środowiska. Koszt środowiskowy to często ten element inwestycji, którym obarczane jest otoczenie i lokalna społeczność. Intel, m.in. swoimi zakładami w Arizonie, pokazuje jednak, że termin “sustainability” nie jest jedynie fajnym hasłem w materiałach marketingowych. Jak się okazuje, dla Intela “zielone” podejście do odpowiedzialności biznesu nie jest niczym nowym, a historia spojrzenia ekologicznego firmy z Santa Clara sięga znacznie dalej niż początek wzrastającej świadomości w tym obszarze niecałą dekadę temu. Można powiedzieć, że Intel nie znalazł się w gronie korporacji, które, by zacząć działania pro-ekologiczne, musiały najpierw usłyszeć słynne “How dare you!?”

“Trzy dekady temu prawie nikt nie mówił o gazach cieplarnianych”. – powiedział Todd Brady, Vice President, Global Public Affairs & Chief Sustainability Officer w Intel. – “Dołączyłem do Intela w 1995 roku. Rok wcześniej sporządziliśmy pierwszy publiczny, dobrowolny raport środowiskowy. Oto miejsce, w którym powiedzieliśmy światu: oto nasz ślad, oto nasze cele i oto, co chcemy z tym zrobić. (…) Skupiliśmy się na jednym z gazów cieplarnianych, których używamy. Nazywany jest perfluorowęglowodorami lub gazami F. Zaczęliśmy się na nich skupiać już w 1996 roku i faktycznie doprowadziliśmy do zawarcia pierwszego na świecie porozumienia o dobrowolnej redukcji emisji gazów cieplarnianych. Podpisano protokół ustaleń z amerykańską EPA w 1996 r. Jest to porozumienie poprzedzające jakikolwiek rodzaj międzynarodowego porozumienia klimatycznego, poprzedzające np. Porozumienie Paryskie. (…) W 2006 roku rozpoczęliśmy zakup energii odnawialnej. To było wówczas nowością. Bardzo niewiele firm tak robiło. (…) Do 2008 roku staliśmy się największym dobrowolnym korporacyjnym nabywcą zielonej energii w USA. Myślę, że nadal jesteśmy w pierwszej piątce. Inni kupują teraz więcej niż my. Nie dlatego, że nie chcemy. Nie możemy kupić więcej. Po prostu pokrywamy już 100% naszych operacji. (…) w 2013 r. osiągnęliśmy 100% energii odnawialnej w USA, a następnie w 2017 r. 100% w Europie.”

Warunki, w których funkcjonuje kompleks produkcyjny w Chandler, naturalnie różnią się dość znacząco od tego, co widzimy w Europie. Nie chodzi przy tym o stan prawny, regulacje środowiskowe itd. a o samo środowisko. Arizona to pustynia. Tak, biegnie przez nią kilka wielkich rzek, w tym potężna Kolorado, ale na nadmiar wody mieszkańcy “Grand Canyon State” jak nazywany jest ten obszar, z pewnością nie mogą narzekać. Dlatego też gospodarka wodna jest tu bardzo istotna, a to, jak do tego tematu podchodzi Intel, jest pewnego rodzaju dobrą nauką także dla nas w Polsce, gdzie, wbrew pozorom, też nie mamy szczególnie dużych zasobów wody słodkiej.

“Stworzyliśmy inicjatywę o nazwie Semiconductor Climate Consortium. Obecnie uczestniczy w niej ponad 80 firm. Założenie tego projektu jest takie, że możemy wspólnie pracować, aby osiągnąć zerową emisję gazów cieplarnianych netto, ale też kilka innych, w tym jedno szczególnie mi bliskie ponieważ pochodzę z Arizony. Dodatni bilans wodny netto do 2030 r.” – powiedział Todd Brady – “Rozumiemy przez to, że na każdy galon wody, który pobierzemy ze środowiska, zwrócimy minimum galon wody z powrotem. Ostatecznie uważamy, że w ten sposób możemy naprawdę powiedzieć, że nie wpływamy negatywnie na środowisko. W rzeczywistości jesteśmy nastawieni pozytywnie, ponieważ oddajemy nawet więcej wody, aby inni mogli z niej korzystać.”

Nie jest tajemnicą, że woda ma kluczowe znaczenie w produkcji półprzewodników. Jak wyjaśnili przedstawiciele Intela, firma stosuje wysoce oczyszczoną tzw. ultraczystą wodę, która na niektórych etapach produkcji zmywa powierzchnię wafla krzemowego pomiędzy setkami etapów procesu, przez które przechodzi wafel. Wytworzenie chemicznie czystej wody nie jest wcale tak proste, jak może się wydawać. W latach 90 na każdy jej litr zużywano około dwóch litrów wody “zwykłej”. Od tego czasu wiele się zmieniło. Intel zainwestował wiele pieniędzy w to, aby dziś nie pochłaniać tyle cennej wody. Obok fabryki w Chandler, widoczna doskonale z okien części biurowej, znajduje się specjalna, potężna instalacja służąca do odzyskiwania wody. Pozwala ona na stosowanie tej samej wody wielokrotnie. Obiekt ten przetwarza aż 9 miliardów galonów (nieco ponad 34 miliardy litrów) rocznie. Dziś do wytworzenia jednego litra wody ultraczystej zużywa się już tylko 1,1 litra. To jednak nadal oznacza 10% utratę. Jak więc Intel radzi sobie z tym wyzwaniem?

Jeśli tak wyobrażasz sobie Arizonę… to masz rację. Ten stan to w przeważającej części pustynia, dlatego zasoby wody są tu wyjątkowo istotne.

Oczywiście, wody nie wytworzy “z niczego”. Rozwiązania należało więc szukać poza własnym systemem. W Arizonie Intel zainwestował w niecodzienny projekt: rolnictwo. W regionie Camp Verde, znajdującym się nad rzeką Verde znajduje się duży obszar rolniczy, gdzie popularną uprawą była lucerna. Problem z lucerną polega na tym, że zużywa ona dużo wody, i to w okresie letnim. To jest szczytowy sezon wegetacyjny tej rośliny. Intel, wraz z jedną z lokalnych organizacji non-profit rozpoczął projekt, który polega na finansowych zachętach dla farmerów do przejścia z lucerny na uprawy, które można uprawiać zimą. Większość z tych, którzy propozycję przyjęli, przestawili się na jęczmień. Konsekwencją była nie tylko lepsza lokalna gospodarka wodna.

“Wszyscy wiemy, do czego służy jęczmień, prawda? Żaden z minibrowarów w mieście nie pozyskiwał jęczmienia lokalnie. Wszystko pochodziło z Kolorado, i dalej na północ, ze stanów o chłodniejszej pogodzie. Dlatego też lokalne minibrowary były bardzo zainteresowane posiadaniem lokalnego źródła jęczmienia. Tak więc teraz, dzięki zrealizowanemu projektowi, w Camp Verde znajduje się słodownia, do której jęczmień jest wysyłany, produkowany, a następnie sprzedawany do minibrowarów w dolinie.” – wyjaśnił Todd Brady.

W praktyce więc, nie tylko ograniczono lokalne przemysłowe zużycie wody, ale też wzmocniono miejscowe przedsiębiorstwa i ograniczono konieczność transportu masowego surowca. Pośredni efekt tego ambitnego projektu mogłem spróbować w jednej z restauracji w Phoenix. Natychmiast przywiodło mi to na myśl europejskie inwestycje Intela – Irlandia, Niemcy, polski Dolny Śląsk… czyżby “niebiescy” inwestowali w miejscach o silnej tradycji piwnej?

Żarty na bok. Inwestycje w produkcję w skali, jaką osiąga Intel to poważna sprawa, dlatego zadałem pytanie o to, jak firma chce osiągać swoje cele środowiskowe mając placówkę w Polsce, w kraju który nadal jest, i jeszcze przez wiele lat będzie, zasilany niemal wyłącznie węglem. Podałem przy tym informację, że między Bugiem i Odrą w miksie energetycznym jedynie nieco ponad 15% w 2022 roku pochodziło z OZE. Reszta to węgiel. W odpowiedzi nie dostałem zwyczajowej czystej formułki o staraniach… na ogół ograniczających się jedynie do zakupu certyfikowanej energii.

“Po pierwsze, to jest to, co możemy zrobić na naszej stronie. Podobnie jak panele słoneczne, które widzisz tutaj, w Chandler, chociaż szczerze mówiąc, zazwyczaj stanowi to niewielki procent naszego ogólnego wykorzystania energii. To ważna rzecz, ale niewielka. Od niej zaczynamy.” – wyjaśnił pomysł na polską inwestycję Todd Brady – “Następnie nawiążemy współpracę z lokalnymi przedsiębiorstwami komunalnymi i ustalimy, jakie projekty można zrealizować, w których moglibyśmy bezpośrednio wykorzystać tę energię. Domyślam się zatem, że w miejscu, w którym obecnie w Polsce jesteśmy, będziemy musieli rozwinąć dodatkowe źródła energii. I tak, będą one rozwijane. I będą odnawialne, w odróżnieniu od tradycyjnych elektrowni węglowych. Robimy to w wielu różnych lokalizacjach. (…) To druga część planu. Trzecia część dotyczy sytuacji, w których nie jest to wystarczające. Wówczas nabywamy tzw. kredyty na energię odnawialną (…) Owe 15% energii elektrycznej w Polsce pochodzi ze źródeł odnawialnych zazwyczaj jest dostarczane z certyfikatem, który będzie możliwy do zakupu przez firmy. Zatem zrobimy to również, jeśli pierwsze dwa elementy nie pozwolą na pokrycie naszego pełnego zużycia energii.”

Oaza technologii na pustyni

Przyznaję, że wizyta w Chandler, w Arizonie, wywarła na mnie całkiem silny efekt. Intel stworzył w tym, zdawałoby się, niełatwym środowisku, kwitnący kompleks produkcyjny, pełen supernowoczesnej technologii.

Mnie jednak uderzyło szczególnie wysoce odpowiedzialne podejście do otoczenia, w jakim działa tak kolosalny zakład. To nie tylko kwestia ekologii, ale też pewnego zdrowego podejścia do lokalnej społeczności. Dość powiedzieć, że firma, chociaż nieprzymuszona do tego, nieraz wychodzi z własną inicjatywą, z działaniami na rzecz społeczności. Banalnym przykładem jest choćby pokaźny mur, który postawiono wzdłuż jednej z dróg okalających plac budowy nowej fabryki. Po jego drugiej stronie znajduje się osiedle domków jednorodzinnych oraz dom spokojnej starości. Mur wzniesiono na koszt Intela, aby ograniczyć uciążliwość budującego się sąsiedztwa. Drugi przykład to obserwacja, jakiej dokonałem w fabryce. Gdzieniegdzie można natknąć się na tablice informacyjne. Wśród wiszących tam ogłoszeń np. zapraszających do gry w kręgle czy zapisów na firmowe kursy, znalazło się podziękowanie dla jednego z pracowników, odchodzącego na emeryturę po niemal 30 latach pracy. Dodam, że nie chodziło o żadnego z wysoko postawionych managerów. Być może banalne, ale w moim rozumieniu to także mieści się w pojęciu zrównoważonego rozwoju.

Przyznaję, że nie byłem w stanie patrzyć na zakład w Chandler inaczej, niż przez pryzmat inwestycji Intela w Europie. Jeśli takie zaangażowanie, energia i odpowiedzialność mają wkrótce zasilić ekonomię nad Odrą, to czekam na ten moment wyjątkowo niecierpliwie.

Ekipa dziennikarska podczas zwiedzania zakładów Intela w Chandler

Ja, autor tekstu, Krzysztof Bogacki, zaraz po zwiedzaniu fabryki Fab42… i opuszczeniu przyjemnego chłodu na rzecz niemal 40-stopniowego upału na zewnątrz. Tu muszę nadmienić, że palące słońce Arizony jest także przez Intela skrzętnie wykorzystywane – parking dla pracowników jest pełen wiat, pod którymi można parkować. Chronią one auto przed bezpośrednimi promieniami słońca, ale też mają panele fotowoltaiczne na górnej powierzchni. W tutejszych warunkach klimatycznych to dość stabilne źródło zasilania wspomagające fabrykę.

Dla pełnej informacji:  Tekst nie jest sponsorowany. Intel pokrył natomiast koszty związane z wyjazdem. Intel nie miał wpływu na powyższy tekst, który jest rzeczywistą opinią autora.