Przesłuchanie w Senacie USA w sprawie reformy prawa internetowego przerodziło się w polityczną, przedwyborczą przepychankę.
Przesłuchanie w Senacie USA w sprawie reformy prawa internetowego i pociągnięcia firm technologicznych do odpowiedzialności za sposób, w jaki moderują treści, szybko przekształciło się w polityczną przepychankę, ponieważ politycy nie tylko przesłuchiwali prezesów firm, ale także atakowali się nawzajem. W końcu w USA za chwilę wybory, a jak doskonale wiemy, to wyłącza u polityków wszelkie oznaki zdrowego rozsądku.
Politycy są podzieleni odnośnie planowanych sposobów pociągania firm internetowych do odpowiedzialności. Aktualnie chroni ich artykuł 230 ustawy Communications Decency Act – która chroni firmy przed odpowiedzialnością za treści publikowane przez użytkowników, ale, w konsekwencji, także pozwala firmom kształtować dyskurs polityczny. Republikańscy senatorowie przez większość czasu podczas przesłuchania oskarżali firmy o selektywną cenzurę wobec konserwatystów. Demokraci skupili się przede wszystkim na niewystarczających działaniach przeciwko dezinformacji i fake newsom, oraz, oczywiście, mowie nienawiści i naruszaniu politycznej poprawności. Senatorowie Partii Demokratycznej twierdzili przy tym, że przesłuchanie odbyło się, aby pomóc prezydentowi Donaldowi Trumpowi w reelekcji.
Przesłuchiwani przez polityków prezesi Alphabet, Twittera i Facebooka byli natomiast dość zgodni. Twierdzili, że powiedzieli, że swoboda wypowiedzi w Internecie ma kluczowe znaczenie. Powiedzieli, że artykuł 230 daje im narzędzia do znalezienia równowagi między zachowaniem wolności słowa, a moderowaniem treści. To ciekawe, bowiem wcześniej pojawiały się ze strony tych firm głosy, że są skłonne przyjąć pewne ograniczone zmiany w prawie. Wszyscy trzej dyrektorzy generalni zgodzili się również, że firmy powinny zostać pociągnięte do odpowiedzialności, jeśli platformy działają jako wydawcy, ale zaprzeczają, że są recenzentami przemówień politycznych. To stwierdzenie rozgniewało niektórych Republikanów. Intensywne starcie odbyło się pomiędzy senatorem Tedem Cruzem i CEO Twittera, Jackiem Dorseyem, po tym jak szef platformy internetowej stwierdził, że Twitter nie ma wpływu na wybory.
„Kto, do diabła, wybrał cię i dał prawo do decydowania, co media mogą zgłaszać i co wolno usłyszeć Amerykanom” – powiedział Cruz, odnosząc się do decyzji platformy o zablokowaniu artykułów z New York Post o synu Demokratyczny kandydat na prezydenta Joe Biden.
CEO Alphabet, Sundar Pichai powiedział, że Google działa bez uprzedzeń politycznych, a CEO Facebooka, Mark Zuckerberg, powiedział, że popiera zmianę prawa, ale ostrzegł również, że platformy technologiczne prawdopodobnie będą cenzurować większą część treści, aby uniknąć ryzyka prawnego, jeśli sekcja 230 zostanie uchylona.
Jeżeli amerykańscy politycy zdecydują się zmienić treść prawa regulującego odpowiedzialność platform internetowych, to Internet jaki znamy dziś, trzeba będzie przebudować. Kierunek zmian jest jasny – podobny przyjęto w formie ACTA 2 w Europie – właściciel strony ponosi odpowiedzialność prawną za treść jaka na stronie się znajduje, bez względu na to, kto ją zamieszcza. Dla mediów społecznościowych oznacza to właściwie koniec działalności w obecnej formie, bo konieczne będzie stałe nadzorowanie treści zamieszczanych przez użytkowników. Dziś „niewłaściwe” treści można po prostu zgłaszać. Po wejściu w życie proponowanych zmian, taki content po prostu ma się nigdy nie ukazać. Oznacza to jakąś formę cenzury na etapie dodawania treści. Pytanie jaki miałby być jej zakres? Kto miałby decydować o tym, czy coś narusza zasady i normy, czy nie? Coraz silniejsza polaryzacja polityczna nie jest cechą wyłącznie polską, a globalną. Trudno mi wyobrazić sobie, aby zasady, jakiekolwiek zostały wypracowane, były w stanie zadowolić jednocześnie lewicowych bojówkarzy z Antify, jak i znajdujących się po drugiej stronie barykady fundamentalistów konserwatywno-narodowych.
https://itreseller.pl/itrnewamd-zaprezentowalo-karty-graficzne-radeon-rx-6000-wyglada-na-to-ze-najwyzszy-stopien-wydajnosci-po-latach-przerwy-wraca-do-zespolu-czerwonego/