Samochody elektryczne będą coraz bardziej popularne – w miarę jak uświadamiamy sobie zależność od surowców energetycznych.

Wojna tocząca się w Ukrainie ma konsekwencje wielowymiarowej natury – zarówno politycznej, humanitarnej, społecznej, jak i gospodarczej. W teorii nie jest to konflikt redefiniujący używane technologie (jak było w przypadku obu wojen światowych). Czy na pewno? 

Spróbujmy przewidzieć konsekwencje dla stosowanych na co dzień technologii. Tzw. educated guess musimy zacząć od założenia, że konflikt się nie „rozleje” do formy, który byłaby zjawiskiem regionalnym czy nawet globalnym. W tym drugim przypadku trudno byłoby mówić o rozwoju technologii konsumenckich w ogóle. Przyjmijmy więc, że konflikt „gorący” nigdy nie wylewa się na Zachód. Załóżmy także, że sankcje zostaną w takim scenariuszu utrzymane.

Sankcje dotkną oczywiście rosyjską gospodarkę – ta więc, wyłączona z globalnego obiegu, będzie w poważnych tarapatach, nie tylko nie kupując zachodnich towarów, ale też nie sprzedając surowców energetycznych na Zachód. To poważnie ograniczy dostęp do gazy, ropy i węgla. Efekt? Ceny tych surowców, zwłaszcza w Europie, poważnie wzrosną.

Może się okazać, że Putin niechcący stał się poważnym wsparciem w przechodzeniu na OZE. Mniej węgla oznacza konieczność przejścia na elektrownie atomowe i uzupełniające miks energetyczny wiatrowe, wodne i solarne. Te trzy ostatnie formy nie byłyby w stanie zapewnić ilości energii, która będzie skutkiem drogiej ropy naftowej. Dlaczego?

Otóż ropa naftowa to podstawa paliw w transporcie, zarówno komercyjnym, jak i konsumenckim. Chociaż powoli się to zmienia, to dziś zakup auta elektrycznego to wydatek, który „zwraca się” bardzo powoli – czy to indywidualnemu klientowi, czy też budżetowi miasta lub firmy transportowej. Słowem – auta elektryczne są wciąż zbyt drogie. A co jeśli wzrośnie cena benzyny i diesla? Wówczas ta proporcja może się zachwiać.

Może nią zachwiać jeszcze jedno. Świadomość energetycznej zależności. Dla nas, w Polsce, powinno wydawać się to oczywiste. Ale nie jest – nadal tankując paliwo na stacjach największego dystrybutora w Kraju, mamy około 50% szans na dolewanie nie tylko benzyny do baku, ale i petrorubli rosyjskim firmom naftowym. Auto na prąd dotychczas w Polsce miało ograniczony sens (pośrednio przecież „jeździło na węgiel”), jednak w ciągu kilku lat może się to zmienić.

W szerszym, europejskim ujęciu, należy założyć, że do szerokiej już świadomości ekologicznej, może dojść świadomość energetycznego uzależnienia od Rosji. Pierwsze symptomy już widać – Niemcy zaczynają rozważać ponowne uruchomienie swoich elektrowni atomowych, zamkniętych po katastrofie w japońskiej Fukushimie w 2011 roku. W Niemczech, ani w naszej części Europy, zjawiska trzęsień ziemi i fal tsunami nie występują (czy, by być precyzyjnym, występują, ale w stopniu zwykle niewyczuwalnym i zupełnie niegroźnym), więc ówczesna decyzja nie miała podstaw naukowych. Teraz, bardziej świadomi realnego, rosyjskiego, zagrożenia mieszkańcy Berlina, Hamburga czy Frankfurtu, być może opowiedzą się za energią atomową.

Jej zwolennikiem jest bez wątpienia czołowa postać globalnego rynku elektromobilności, Elon Musk. Szef Tesli nie ukrywa wsparcia dla przechodzenia na energetykę atomową w Europie.

„Mam nadzieję, że dla Europy jest teraz oczywiste, że powinna ponownie uruchomić swoje elektrownie jądrowe i zwiększyć moc w istniejących” oraz „„Do tych, którzy (mylnie) myślą, że istnieje jakieś zagrożenie skażeniem, wybierzcie miejsce, które waszym zdaniem jest najgorsze. Pojadę tam i zjem wyhodowaną na miejscu żywność (…) Ryzyko związane z promieniowaniem jest o wiele, wiele mniejsze, niż sądzi sporo osób” – pisał w ostatnim czasie na Twitterze Elon Musk.

Ekscentryczny miliarder jest świadom tego, że dzisiejsze europejskie elektrownie mogą nie dać rady produkować dostatecznie wiele energii, by zapewnić zasilanie dla licznych stacji ładowania, niezbędnych do rozwoju elektromobilności. Same elektrownie to tylko jeden element układanki – drugim są natomiast sieci przesyłowe.

 

„Dyski zewnętrzne SSD Samsunga są znakomite w pracy zdalnej i hybrydowej” – mówi Maciej Kamiński z Samsung Memory w programie IT Reseller TV „Liderzy Branży”.