Web 3.0 – czym ma być i czy to ma prawo się udać?
Historia Internetu nie jest może szczególnie długa, ale za to jest barwna. Ma swoje wojny (ktoś jeszcze pamięta Netscape vs Internet Explorer?), wynalazców, chytrych kupców i… władców. Tych ostatnich miałaby wyeliminować koncepcja Web 3.0. O co w niej chodzi i czy ma ona szansę zaistnieć w rzeczywistości?
Web3, inaczej nazywany Web 3.0, to termin na określenie nieco utopijnej, zdecentralizowanej wersji Internetu. Miałaby opierać się na technologii blockchain i względem dzisiejszej wersji globalnej sieci, byłaby znacznie bardziej odporna na zakusy wielkich korporacji i rządów.
Stan zastany – czyli co nie podoba się zwolennikom Web 3.0 w dzisiejszym internetcie?
Internet doskonały nie jest – co do tego chyba nie ma wątpliwości, chociaż każdy wskaże zapewne na nieco inne jego wady. Masowość, będąca zarówno zaletą, jak i wadą, prowadzi do spłycania treści i, docelowo, pauperyzacji odbiorcy. Jest jednak konieczna w dzisiejszym modelu funkcjonowania, zdominowanym przez globalnych graczy. Największe firmy działające w Internecie, jak Meta (Facebook), Apple, Google, Microsoft czy Amazon po stronie Zachodu, oraz Tencent i Alibaba w obszarze wpływów chińskich, składują kolosalne ilości danych w swoich data centers, a ich wpływ na cyfrową rzeczywistość jest przemożny. Ostatecznie w tym modelu gubi się interes samego użytkownika. Ma on odbierać proste treści, oglądać dużo reklam i dawać się striggerować do komentowania wszystkiego, co go oburza, by podnieść statystyki zaangażowania.
Zwolennicy Web 3.0 chcą dość rewolucyjnej zmiany, która de facto zmniejszy wpływ największych graczy na kształt internetu. Chociaż brzmi kusząco, może mieć to także swoje ciemne strony.
Web 3.0 – rewolucja w internecie?
Koncepcja Web 3.0 bardzo przypomina pomysł sprzed ponad 20 lat. Twórca sieci WWW, Tim Berners-Lee, w 1999 roku ukuł pojęcie tzw. sieci semantycznej, który opisał w następujący sposób:
Marzyłem o Internecie, w którym komputery są w stanie analizować wszystkie dane przepływające przez Sieć – treści, linki oraz transakcje między ludźmi i komputerami. „Sieć semantyczna”, która sprawiałaby, że jest to możliwe, musi jeszcze powstać, lecz kiedy to się wreszcie stanie, mechanizmy handlu, administracji publicznej i naszych codziennych żyć będą obsługiwane przez maszyny rozmawiające z innymi maszynami.
Czyli sieć, pozbawiona bezpośredniego, ludzkiego administratora, nadzorcy. Minęło jednak wiele lat i pomysł ten ewoluował, także pod wpływem dzisiejszych możliwości i trendów technologicznych. Koncepcja Web3 skupia się w dużej mierze na decentralizacji modelu Internetu. W myśl tejże koncepcji, świat sieci i tak dąży do decentralizacji, czego przejawem są rozrastające się IoT (Internet of Things, Internet Rzeczy) czasem wręcz nazywany IoE (Internet of Everything, Internet Wszystkiego). Wszystko połączone ze wszystkim. Kolosalne ilości urządzeń, wymieniające ze sobą dane (np. sensory w tzw. inteligentnych miastach). W modelu Web 3.0 o bezpieczeństwo miałaby dbać technologia tzw. łańcuchów blokowych, znana szerzej jako blockchain, dziś kojarzona głównie z wykorzystującymi ją kryptowalutami.
Dziś komunikacja w sieci odbywa się głównie na linii klient-serwer, a w natłoku coraz większej liczby urządzeń korzystających z sieci, data center obsługujące modele chmurowe (zwykle należące do wspomnianych wcześniej gigantów) muszą się stale rozrastać. To multiplikuje koszty, ale nie jest też idealnie bezpieczne. Pewnym ratunkiem jest tu edge computing, pozwalający na dokonywanie obliczeń blisko użytkownika czy urządzenia klienckiego. Ponieważ jednak IoT w niedalekiej przyszłości ma być bardzo rozbudowany, a jednoczesnie wysoce rozproszony, konieczne jest zapewnienie odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa. Tu, niejako naturalnie, pasuje blockchain, mający zapewniać bezpieczeństwo komunikacji między urządzeniami w rozproszonym modelu.
Ze względu bezpieczeństwa byłaby to zmiana jakościowa – od systemu opartego w dużej mierze na zaufaniu wobec wielkich korporacji, do matematycznie skutecznej technologii blockchain. Każdy autentykolwany węzeł jest odczytywany i zapisywany w łańcuchu, a same urządzenia mogą w ten sposób wzajemnie się rozpoznawać i uwierzytelniać, bez udziału człowieka. Sieć jest w ten sposób nie tylko bezpieczna, ale i łatwo skalowalna.
Z tego punktu widzenia, koncepcja Web 3.0 ma rację bytu – lepiej jest oprzeć bezpieczeństwo na bezstronnej, neutralnej technologii, niż na zaufaniu wobec firm. Możemy te firmy lubić lub nie, ale ostatecznie bywają czasem zawodne. Tym bezstronnym elementem Web 3.0 miałaby być, obok blockchain, zarządzająca siecią sztuczna inteligencja. AI miałoby rozpoznawać i klasyfikować zadania, rozlokowywać dane i identyfikować, a potem rozwiązywać problemy. Tyle tylko, że do takich zadań potrzebna by była AI o bardzo szerokim zakresie działań. Jest to możliwe m.in. dzięki uczeniu się AI na „żywej sieci”. Dając możliwość uczenia się na całościowej, szerokiej komunikacji, danych i treściach, zarządzająca w ten sposób AI szybko stałaby się rzeczywiście dobrze przystosowana do stojących przed nią zadań.
Upraszczając więc, Web 3.0 opiera się na trzech filarach: IoT, AI oraz blockchain. Jak każda rewolucja, Web 3.0 także może napotkać przeszkody, a ostatecznie się zdewaluować.
Co może zahamować Web 3.0?
Jak daleko jesteśmy od realizacji tej koncepcji? Prawdopodobnie dość daleko, przynajmniej jeśli mowa o szerokim zastosowaniu. Jeśli najpierw spojrzymy na problemy technologiczne, to występują one na poziomie komunikacji między urządzeniami IoT (brak jednolitej standaryzacji) oraz efektywności energetycznej stosowania blockchainów. Pozostają też inne przeszkody. Organizacyjne i finansowe.
To prawdopodobnie one będą znacznie trudniejsze do „przeskoczenia”. Przede wszystkim blokadą może być finansowa efektywność, z punktu widzenia chmurowych gigantów, aktualnego modelu. Ponieważ żyjemy (przynajmniej większość ludzkości) w systemie społeczno-ekonomicznym, w którym wpływ kapitału jest zwykle decydujący, trudno wyobrazić sobie, by firmy, na których w dużej mierze opiera się dzisiejszy Internet, postanowiły nagle iść w innym kierunku.
Drugą kwestią może być pewna utopijność koncepcji, która wychodzi już teraz, przed jej realizacją. Ostatecznie motorem napędowym większości działań i zmian jest chęć zysku, a model proponowany w czystej koncepcji Web 3.0 nie jest idealnym w generowaniu przychodów, by ująć to delikatnie. Ostatnio na Twitterze Web 3.0 została skrytykowana wspólnie przez Elona Muska i Jacka Dorsey’a (założyciel Twittera). Obaj punktują m.in. zaangażowanie w tę koncepcję firm zajmujących się m.in. inżynierią finansową. Firmy venture capital, takie jak a16z, założone przez Marca Andreessena i Bena Horowitza, mocno wspierają blockchain, kryptowaluty i, naturalnie, Web 3.0. Nie robią tego z dobroci serca. Zdaniem Dorsey’a dążą do kontroli, a zdecentralizowany, idylliczny model sieci to mrzonka.
„Nie jesteś właścicielem „web3” – napisał Dorsey na Twitterze – „VC (red. venture capital) i ich LP (red. limited partnership – forma działalności przypominająca spółkę komandytową) tak. Nic nie umknie ich zainteresowaniu. To ostatecznie scentralizowana jednostka z inną etykietą. Wiedz, w co się pakujesz…”
You don’t own “web3.”
The VCs and their LPs do. It will never escape their incentives. It’s ultimately a centralized entity with a different label.
Know what you’re getting into…
— jack⚡️ (@jack) December 21, 2021
Właśnie czynnika ludzkiego obawiałbym się szczególnie mocno. Jak każda rewolucja, Web 3.0 stoi przed ryzykiem dewaluacji. Koncepcja nie jest wprawdzie dokładnie zdefiniowana, ale różne jej wersje różnią się głównie w szczegółach. Zgodne są co do tego, że sieć powinna być rozproszona, a ruch powinien odbywać się bez wymagań pozwolenia od stron trzecich.
Web 3.0 nie jest odpowiednio zdefiniowana, to już dziś możemy dopatrywać się w rozwijających się dziedzinach, takich jak blockchain, Internet Rzeczy czy sztuczna inteligencja, podwalin przyszłego Internetu, pozbawionego mankamentów obecnej sieci. Kluczowe pytanie na dziś jest jedno: kto może zyskać, a kto straci na Web 3.0? To pozwoli nam zidentyfikować aktorów, którzy zagrają rolę rewolucjonistów i kontrrewolucjonistów w kolejnym etapie historii Internetu.