Haracz, a nie opłata! Podkreślają eksperci o projekcie rozszerzenia opłaty reprograficznej, realizacja projektu oznaczałoby wyłącznie podwyżkę cen wszelkiego sprzętu elektronicznego!
Instytut Staszica przeanalizował projekt rozszerzenia opłaty reprograficznej pod kątem jego wpływu na rynek, obciążeń podatkowych i zasad sprawiedliwego opodatkowania i sprawiedliwości społecznej. Dr Dawid Piekarz, Wiceprezes Instytutu jednoznacznie stwierdził, iż realizacja projektu oznaczałoby wyłącznie podwyżkę cen wszelkiego sprzętu elektronicznego. Nie ma natomiast wiele wspólnego ani z rzeczywistym wsparciem kultury i sztuki, ani też z zasadą sprawiedliwego opodatkowania czy zasadą sprawiedliwości społecznej. Z wypowiedzi uczestników debaty eksperckiej wynika, że rządowy projekt wprowadzenia parapodatku od komputerów i innych urządzeń elektronicznych jest skrajnie niesprawiedliwy społecznie oraz niewydolny ekonomicznie.
Trwają konsultacje ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego, Przewidującej obciążenie takich urządzeń jak laptopy, komputery stacjonarne, tablety, telewizory, dekodery telewizyjne, aparaty fotograficzne, a być może również smartfony, opłatą w wysokości 4 % ceny brutto urządzenia. Opłata ma być przeznaczona na przywileje emerytalne dla artystów. Poborem opłaty miałaby się zająć administracja skarbowa. Tymczasem same organizacje reprezentujące artystów wskazują, iż prawnie niemożliwe jest, aby opłatę reprograficzną przeznaczyć na przywileje socjalne, a jej ściąganiem powinny zająć się OZZ. W rezultacie nawet ponad 600 mln zł rocznie trafi nie do najbiedniejszych artystów, ale do polskich i zagranicznych celebrytów oraz do OZZ jako poborców i dysponentów opłat.
Prawdziwa przyczyna lobbingu za ustawą i zwiększeniem skali działania OZZ wydaje się jasna. Wskazał ją w podsumowaniu debaty Tomasz Wróblewski, prezes Warsaw Enterprise Institute. Im system sprzedaży utworów zaczyna być bardziej przejrzysty, im mniejsza jest skala piractwa, im więcej jest możliwości bezpośredniego transferu środków od odbiorców do artystów, tym większy jest niepokój pośredników o źródła swoich przychodów.
„Tu nie chodzi o artystów. Tu chodzi o organizacje pośredniczące, których racja bytu jest coraz mniejsza. Tak naprawdę coraz mniej ich potrzebujemy. Co więcej, gdyby proponowany system wszedł w życie, to wspierałby średniactwo, grafomanię, kosztem tych, którzy są w stanie zarabiać bezpośrednio w kontakcie ze swoim odbiorcą. I z tego względu uważam, że to jest bardzo groźny system. Próbuje on też narzucać rozwiązania, które rujnują unikalne możliwości, jakie dają nowe technologie.” – dodał Tomasz Wróblewski, prezes Warsaw Enterprise Institute.
Dr Marian Szołucha z Instytut Prawa Gospodarczego zwrócił uwagę na bardzo groźną konsekwencję podwyższenia opłaty z punku widzenia makroekonomicznego: „Inflacja w Polsce jest powodowana przez właśnie podwyżki podatków i innych danin już istniejących wcześniej i przez wprowadzanie nowych. Inflacja jest też czymś, co destabilizuje cały system gospodarczy czymś, przez co Polacy ubożeją realnie, choć nominalnie mają tyle samo albo jeszcze więcej pieniędzy (…), bo teraz są one swoją wartość nabywczą. Inflacja jest czymś znamy to z lat 90. Bardzo trudnym do zatrzymania. Ma tendencję do nabrzmiewania, do tego, by rosnąć na zasadzie wręcz kuli śniegowej. (…)
Wprowadzono kilkanaście podwyżek podatków i nowych opłat. Wprowadzono podatek od spółek komandytowych. Zlikwidowano ulgę abolicyjną. Nawet podatek od psa i deszczu podniesiono. (…) Jeśli chodzi o koszty utrzymania mieszkań, o których wspomniałem, opłata mocowa, opłata OZE, podatek od nieruchomości, opłata za wywóz śmieci abonament RTV. Wszystko to wprowadzono lub stawki tych opłat i podatków podniesiono. Jeśli chodzi o żywność, wyższa opłata targowa, podatek transportowy, podatek cukrowy, podatek handlowy i mamy odpowiedź, dlaczego w styczniu inflacja była taka, a nie inna. Jeśli tego trendu nie zatrzymamy, jeśli nie przestaniemy podnosić, wydawałoby się niegroźnych, pojedynczo rozpatrując każdy z nich, podatków i opłat, to inflacja naprawdę zagrozi całemu polskiemu systemowi gospodarczemu.”
Nawiązując do dyskusji, czy opłata reprograficzna to podatek, dr Marian Szołucha zauważył, iż jest to coś znacznie gorszego niż podatek. Bo pieniądze z podatków trafiają do budżetu państwa, do sektora finansów publicznych są przeznaczane generalnie na różne, pożyteczne rzeczy jak służba zdrowia, edukacja, badania i rozwój, sądownictwo, policja, obronność et cetera. Tymczasem tu mówimy o pieniądzach, które mają trafić do prywatnych kieszeni ludzi, którzy ze względów różnych, niekoniecznie, najdelikatniej rzecz biorąc, na te pieniądze zasługują. W każdym razie Państwo nie ma prawa do tego, by taki system tworzyć.
Andrzej Przybyło, prezes AB S.A. – największego importera IT i elektroniki w Polsce – zauważył podczas debaty, że zgodnie z projektem ustawy musiałby zapłacić rocznie około 118 mln zł opłaty reprograficznej jedynie od sprzedaży laptopów i komputerów stacjonarnych, podczas gdy zysk z tej sprzedaży wynosił 12 mln zł (czyli bez podnoszenia cen firma poniosłaby stratę 106 mln zł). Opłata na rzecz głównie ZAiKS-u byłaby więc prawie 10-krotnie wyższa niż osiągane zyski. Co więcej, jeżeli zysk importera wynosi 0,8% ceny produktu, to podatek dochodowy wyniesie 0,15% ceny. Tymczasem opłata w wysokości 4% ceny to 26 razy więcej.
Prezes Przybyło zauważył także, że zagraniczni sprzedawcy nie będą musieli ponosić tej opłaty, ich ceny będą więc niższe od polskich, co ostatecznie doprowadzi do upadku wielu polskich uczciwych firm. 5 mld zł rocznie płaconych podatków i ponad 100 tysięcy pracowników. Tak to wygląda dziś, jeśli chodzi o polską branżę handlu elektroniką, w której dominującą rolę wiodą wciąż polscy przedsiębiorcy. Po wprowadzeniu opłaty wiele firm czeka upadek, a pracowników bezrobocie – wskazał prezes Andrzej Przybyło.
Jak mówił – rynek elektroniki jest bardzo konkurencyjny, w wielu krajach podatki są niższe, a opłat reprograficznych nie ma lub są symboliczne, więc obciążenie fiskalne jest niższe niż w Polsce. A każdy ułamek procenta ma wpływ na transakcje. Dlatego wprowadzenie nawet relatywnie niskiej opłaty zagrozi rynkowi elektroniki w Polsce, gdyż chodzi o wysoko wolumenowe towary jak laptopy. Jako przykład podał dyski HDD i SSD. Dyski HDD są już obarczone 1% opłatą reprograficzną, a w rezultacie udział polskiego importera spadł dwukrotnie. Tymczasem w dyskach SSD, które tą opłatą nie są obarczone, takiego efektu nie było.
Andrzej Przybyło odniósł się również do słów Tomasza Wróblewskiego, iż tu nie chodzi o pomoc artystom a wyłącznie o interes organizacji takich jak ZAiKS.
Wydarzyła się rzecz bardzo dziwna, dosłownie w trakcie konsultacji społecznych okazało się, że maski opadły i nagle została oprotestowana ustawa przez organizacje zbiorowego zarządzania, takie jak Kopipol, Repropol, Związek Zawodowy Twórców Kultury, pod takim kątem, że już nie ma tych biednych artystów i że to nie może trafić na emerytury, tylko to musi trafić do nich i oni będą to rozdzielali dalej.
Przez rok wmawiano społeczeństwu, że chodzi o pomoc dla artystów w trudnej sytuacji, tymczasem:
… od początku było wiadomo, że tu nie będzie emerytur dla biednych artystów. Co teraz przyznają, (…) chodziło od początku o kasę do podziału dla nich, aby oni nią zarządzali i robili to według swoich bardzo niejasnych zasad. (…) Tu nie ma mowy o żadnych funduszach emerytalnych, o żadnej pomocy.
Marek Tatała, wiceprezes Forum Obywatelskiego Rozwoju, zakwestionował podczas debaty podstawowy argument autorów projektu, iż w Polsce wydaje się za mało pieniędzy na kulturę, w szczególności na tle innych krajów europejskich. Jest zupełnie odwrotnie. Polski podatnik jest obciążony wydatkami na kulturę w znacznie wyższym stopniu niż przeciętny mieszkaniec Unii Europejskiej.
– W tej chwili nasze państwo wydaje 0,7% PKB na kulturę. Średnia unijna to 0,5 %. Na kulturę statystycznie każdy z nas wydaje więc 338 zł rocznie, a dla porównania na sport i wypoczynek 177 zł rocznie – wskazał wiceprezes Tatała.
Zauważył również wątpliwości natury etycznej związane z pomysłem, aby społeczeństwo dopłacało do składek emerytalnych artystów, ponieważ grupa ta ma z reguły niskie emerytury.
– Warto wiedzieć z czego to wynika. Otóż wynika z formy, w jakiej pracują na rynku sztuki. Często korzystają z umów o dzieło, przy których składki emerytalne nie są płacone. Jeżeli prowadzą działalność gospodarczą (…), płacą najprawdopodobniej minimalny ZUS, co przekłada się później na niskie emerytury i to jest dobrowolny wybór. Taki artysta, który gra koncert, mógłby poprosić o umowę-zlecenie z pełnym oskładkowaniem. Ale pewnie wtedy oczywiście netto, na rękę, dostałby dużo mnie,. ale to jest dobrowolny wybór – podkreślił Marek Tatała.
Jeżeli ktoś dobrowolnie wybiera bieżącą korzyść, rezygnując z zabezpieczenia na przyszłość, to nieetyczne wydaje się obciążanie społeczeństwa skutkami jego decyzji. Dodatkowo mocno zwrócił uwagę, iż projekt ustawy jest całkowicie niezgodny z tym, co do tej pory komunikował rząd.
Dziś, gdy rządzący nagłaśniają retorykę patriotyzmu konsumenckiego, wprowadzanie opłaty uderzającej w polskich przedsiębiorców można traktować jako schizofrenię polityczną.
Przywołał również historię opisaną w Opinii Instytutu Staszica: Pewnie pamiętają państwo taki dzień, kiedy część mediów przestała nadawać, kiedy niektóre gazety miały czarne strony, czy puste kartki. I wtedy również przedstawiciele mediów wskazywali, że jeżeli zostanie wprowadzone ten dodatkowy podatek od reklam na rynku medialnym, to także on będzie przerzucony niejako na konsumentów tych gazet czy tych telewizji, więc tam również pojawił się argument tego, że te podatki często nazywane opłatami czy daninami, są przerzucane.
To przypomnienie wydaje się szczególnie cenne, ponieważ niektórzy przedstawiciele mediów, lobbujący dzisiaj za opłatą, zdają się nie pamiętać, co mówili zaledwie 3 miesiące temu. Zwrócił także uwagę, iż przy założonych w projekcie wpływach z opłaty na poziomie 600 mln zł rocznie byłaby to pod względem wysokości trzecia na świecie (!), po Francji i Niemczech, kwota opłaty. Jest to kompletnie nieadekwatne do poziomu rozwoju gospodarczego, wielkości kraju i zasobności polskiego społeczeństwa.
Myślę, że to, że to czym warto podsumować, to takim przesłaniem także do osób ze świata sztuki, artystów, którzy, część z nich, lobbują za tym rozwiązaniem. Wydaje mi się, że nasza dyskusja dzisiejsza, ale też masa publikacji, którą można znaleźć w Internecie, pokazuje, że wiele argumentów przedstawionych w tej dyskusji jest albo nieprawdziwych, albo jest manipulacjami i myślę, że osoby ze świata sztuki, które te argumenty promują same sobie szkodzą, szkodzą swojemu wizerunkowi. Myślę, że psują wizerunek całego świata sztuki, tworząc taki wizerunek osób bardzo roszczeniowych, którzy w sposób manipulacyjny chcą doprowadzić do tego, żeby przymusowo nakazywać ludziom, aby więcej w środku wpłynęło do organizacji zbiorowego zarządzania.- konkludował Marek Tatała.
Całą dyskusję podsumował prowadzący dr Dawid Piekarz następująco: Okazuje się, że po pierwsze rynek potrafi sobie całkiem sprawnie radzić z transferem pieniędzy od konsumenta do artysty i to się właśnie dzieje poprzez rozmaite formy płacenia w internecie, poprzez kupowanie książek, biletów, płacenia za kulturę także poprzez dofinansowywanie kultury przez państwo, na które płacimy podatki. A z drugiej strony można odnieść wrażenie, że mamy nagle taki system w zasadzie troszeczkę na tym tle archaiczny To znaczy zamiast, tak naprawdę udoskonalać sposoby, powiedziałbym uczciwego sprzedawania konsumentowi Kultury, w zasadzie mamy do czynienia z pomysłem pod tytułem, to opodatkujemy wszystkich i dajmy tym wybranym, którzy uważają, że są niezbędni.
Instytut Staszica w przygotowanej opinii do projektu ustawy jednoznacznie stwierdza, iż wprowadzenie nowej opłaty spowoduje przerzucenie jej kosztów na końcowych klientów nabywających sprzęt elektroniczny, co zaowocuje wzrostem cen. Będzie to oznaczało z jednej strony utratę konkurencyjności (na tle innych rynków, w szczególności niemieckiego) przez polskich importerów i dystrybutorów sprzętu elektronicznego, a z drugiej rozkwit prywatnego importu zza Odry, z Chin czy Korei, poprzez serwisy transakcyjne. Spowoduje to z jednej strony spadek wpływów zarówno z postulowanej opłaty, jak i innych podatków i danin, z drugiej strony – wzrost szarej strefy i związany z tym transfer zysków z handlu elektroniką za granicę.
Instytut Staszica zwraca uwagę także na postulat stworzenia dla artystów systemu podatkowego wolnego od ciężarów, za to finansowanego z kieszeni podatnika, który idzie pod prąd całej polityce emerytalnej Polski oraz kłóci się z zasadami sprawiedliwości społecznej. Nie bez znaczenia jest fakt, iż ogromna większość Polaków nie zgadza się na specjalne przywileje podatkowe czy emerytalne dla artystów, zaś 86 % Polaków uważa opłatę za rodzaj podatku, 75 % jest tej opłaci przeciwna a 91 % jest przeciwna specjalnym przywilejom emerytalnym dla artystów. Jednocześnie Instytut uważa, iż ważne jest wypracowanie sprawnych i sprawiedliwych systemów wspierania artystów przez państwo tam, gdzie jest to uzasadnione zarówno ich sytuacją materialną, jak i znaczeniem ich dorobku dla kultury narodowej.
Opinia Instytutu Staszica wobec projektu ustawy rozszerzającej i podwyższającej opłatę reprograficzną dostępna jest tutaj.