Ustawa reprograficzna – Zabójczy parapodatek. Ponownie pochylamy się nad zagadnieniem zadając pytanie o konsekwencje wprowadzenia planowanej regulacji.
Temat opłaty reprograficznej wrócił w ostatnim czasie, goszcząc w mediach mainstreamowych, które wcześniej zdawały się omijać problem. Ponownie pochylamy się nad tym zagadnieniem zadając pytanie o konsekwencje wprowadzenia planowanej regulacji. Zacznijmy od tego czym opłata reprograficzna w ogóle jest. Na stronie Ministerstwa Kultury czytamy: “Tak zwana opłata reprograficzna to rekompensata na rzecz uczciwej kultury wypłacana artystom w zamian za nieodpłatne korzystanie z ich dzieł. Dzięki owej rekompensacie kopiowanie i odtwarzanie muzyki, filmów, książek czy obrazów na użytek własny, rodziny czy przyjaciół jest darmowe i w pełni legalne.”
U podstaw motywacji do pobierania opłaty reprograficznej leży więc piractwo treści kultury. Wydaje się, że opłata ta powinna rosnąć wraz ze wzrostem skali piractwa. Mamy jednak od lat do czynienia ze zjawiskiem odwrotnym. Dlaczego Polacy częściej niż kiedyś sięgają po legalnie dystrybuowane treści ma z pewnością wiele źródeł i zasługiwałoby na osobny artykuł. Pokuszę się jednak o uproszczenie: wzrost zamożności oraz łatwy dostęp do legalnych treści. Przyczyn nie upatrywałbym natomiast w mnożeniu zabezpieczeń cyfrowych, które potrafiły być bardziej uciążliwe dla legalnego odbiorcy niż pirata. Tak jak usługi streamingowe, jak Netflix czy HBO GO zdemokratyzowały dostęp do kina, tak Spotify czy Tidal uczyniły z muzyką. W pewnym stopniu Storytel czy Legimi robią to samo z książkami. Oprogramowanie na ogół bywa dostępne w łagodnym modelu subskrypcyjnym (Office 365, pakiet Adobe) lub pojawia się w atrakcyjnych promocjach (głównie w przypadku gier). Efektem jest, że “piracenie” po prostu się nie opłaca. Szkoda ryzyka z nim związanego, zarówno prawnego, jak i cyfrowego, bowiem nie jest tajemnicą, że wraz z pirackimi treściami dość łatwo otrzymać niechciany “bonus” w postaci złośliwego oprogramowania. Polacy w praktyce coraz rzadziej sięgają po nielegalne treści, chociaż nadal jesteśmy w europejskiej czołówce. Skala byłaby jednak jeszcze mniejsza, gdyby lepsza była dostępność. Najpowszechniej piraconym serialem w Polsce w 2020 roku był “The Mandalorian”, oferowany jedynie na niedostępnej w Polsce usłudze streamingowej Dysney+. Nie da się jednak przecenić siły płynącej z… lenistwa. Wygodniej jest po prostu kliknąć na aplikację Netflixa czy HBO Go, niż szukać filmu na torentach.
Warto zaznaczyć, bo nie wynika to jasno z rozmów w mediach głównego nurtu, że w Polsce opłata reprograficzna już istnieje. Tyle, że aktualna jej wersja jest “nieco” przestarzała. Regulują ją art. 20 i art. 201 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz rozporządzenie ministra kultury z dnia 2 czerwca 2003. Stąd wśród wyszczególnionych, objętych nią nośników są m.in. kasety VHS, kasety magnetofonowe i płyty CD, a wśród urządzeń np. magnetofony i magnetowidy. Czy prawo jest przestarzałe i należy mu się aktualizacja? Jak najbardziej. Tyle tylko, że rozważana przez rząd zmiana może okazać się krytyczna w skutkach.
Projekt zapoczątkowany w Ministerstwie Kultury w pierwszej połowie 2020 roku zakłada, że objęte opłatą reprograficzną, wynoszącą 4%, będą właściwie wszystkie współczesne urządzenia elektroniczne, które pozwalają na kopiowanie treści i ich konsumpcję – komputery, laptopy, tablety czy smartfony. Na swojej stronie internetowej Ministerstwo Kultury stara się wyjaśniać swoje racje w dość… nietypowy sposób. Czytamy tam m.in. “(red. opłata reprograficzna) Istnieje też w polskim prawie, jednak z powodu lobbingu korporacji HiTech lista urządzeń jest przestarzała, co czyni ją martwym przepisem.” oraz “Rekompensata z reguły nie podnosi cen detalicznych urządzeń, gdyż wynikają one z uwarunkowań rynkowych. Koszt wytworzenia urządzenia zazwyczaj nie jest wyższy niż 30% jego ceny, co daje duże możliwości podziału zysków.” Słowem: złe korporacje lobbowały, a teraz nie chcą się dzielić z artystami”.
W myśl Ministerstwa, producent, np. z Tajwanu, Korei Południowej czy USA, powinien pomyśleć: “Zarabiam tak dużo na moich produktach. Powinienem oddać część tego zysku polskim artystom i to za pośrednictwem organizacji zbiorowego zarządzania, która dobrze tymi środkami zarządzi. Tak będzie sprawiedliwie”. Szkoda tylko, że nie tak działa wolny rynek, a i sama koncepcja jest, mówiąc delikatnie, nietrafiona. Opłatę uiścić mają, zgodnie z projektem, importerzy, a nie producenci, których MK obwinia o wpływanie na decydentów, co miało przyczynić się do braków zmian w prawie przez niemal dwie dekady.
Zgodnie ze specyficzną narracją dominującą w polskiej polityce od kilku lat, Ministerstwo Kultury podaje, że: “Zgodnie z badaniem CBOS ze stycznia 2021, mimo trwającej wiele miesięcy negatywnej kampanii dezinformacyjnej więcej Polaków popiera rozszerzenie listy urządzeń objętych rekompensatą (36,8%) niż się temu sprzeciwia (34,6%; 28,6% respondentów nie ma zdania).”. Rzeczywiście – zapewne większość nie zdaje sobie sprawy z natury tej opłaty i jej skutków – wbrew zapewnieniom Ministerstwa będzie to przede wszystkim wzrost cen urządzeń. Zresztą, badaniom przedstawionym przez resort kultury, można przeciwstawiać inne. Instytut Badań Rynkowych i Społecznych i Polski Instytutu Badań i Innowacji przeprowadziły badanie w grudniu 2020 roku, sprawdzając nastawienie Polaków wobec opłaty reprograficznej. 95 % ankietowanych nie wiedziało, czym jest opłata reprograficzna. Rzekoma “kampania dezinformacyjna”, którą dostrzega Ministerstwo Kultury najwidoczniej także umknęła większości ankietowanych, bowiem 70% z nich twierdziło, że nie spotkało się nigdy z terminem „podatek od smartfonu”. Dodajmy do tego raport SW Research z maja 2021 roku. Zgodnie z tym badaniem aż 53% ankietowanych nie chce wprowadzania nowych opłat.
Ministerstwo Kultury, w chwili gdy piszę te słowa, ma na swoich stronach informację, że wprowadzenie opłaty reprograficznej zgodnej z projektem nie wywoła wzrostu cen urządzeń. Obciążenie miałoby dotknąć wyłącznie producentów, importerów i dystrybutorów. W praktyce trudno wyobrazić sobie by płacili ją producenci – całość spadłaby na pozostałe wskazane grupy. Te natomiast musiałyby przenieść je na końcowego odbiorcę, bowiem dystrybutorzy (którzy w naszym kraju zwykle są także importerem) działają na bardzo niewielkich marżach i brakuje im “miejsca w słupkach” na dodatkową daninę na rzecz ozz.
Jak do sprawy odnosiła się branża importerów i dystrybutorów? Oczywiście – krytycznie. By zrozumieć dlaczego, warto spojrzeć w wyniki finansowe tych firm. Owszem, obracają olbrzymimi kwotami, ale zysk wcale nie jest tak wielki. Powodem jest stosunkowo niska marża. Mówiąc prościej: konkurencja cenowa jest ostra, a gdyby teraz dystrybutorzy mieli wziąć na siebie tę opłatę (by nie podnosić cen detalicznych urządzeń), to nie bardzo mają pole manewru do zarobku. 4-procentowa opłata “zjadłaby” większość obecnych zysków.
„Grupy lobbingowe mówią, że ceny urządzeń nie wzrosną, bo, uwaga, bogaci producenci, w domyśle, bogaci kontra biedni artyści, za to wszystko zapłacą, wezmą to na siebie i ceny nie wzrosną. No, panowie ktoś ma nas wszystkich za głupców. Najgorsze jest to, że tutaj nikt z tym nie polemizuje na razie. W „realu” jak jest? Obowiązek zapłaty spoczywa na importerach i dystrybutorach takich jak AB, takich jak nasza firma. Uchylę rąbka tajemnicy. Nasza firma ma średnią marżę na notebooka 1,5%. Jak się to ma do 6% opłaty? Chyba nie muszę komentować tego dalej…” – podkreślił Andrzej Przybyło, Prezes Grupy AB.
Na początku roku 2021 bardzo ostro skomentował to Andrzej Przybyło z AB S.A. “(…)Jest parę skandalicznych kłamstw i przemilczeń w tym całym przekazie. Po pierwsze co oni mówią – grupy lobbingowe mówią, że ceny urządzeń nie wzrosną, bo, uwaga, bogaci producenci, w domyśle, bogaci kontra biedni artyści, za to wszystko zapłacą, wezmą to na siebie i ceny nie wzrosną. No, panowie ktoś ma nas wszystkich za głupców. Najgorsze jest to, że tutaj nikt z tym nie polemizuje na razie. W „realu” jak jest? Obowiązek zapłaty spoczywa na importerach i dystrybutorach takich jak AB, takich jak nasza firma (…) Czy my jesteśmy bogaci? Uchylę rąbka tajemnicy. Nasza firma ma średnią marżę na notebooka 1,5%. Jak się to ma do 6% opłaty? Chyba nie muszę komentować tego dalej… Mam też inny wniosek, nawet gdyby to mogli płacić – chociaż temu nie podlegają – producenci, to czy oni mają wolne 6% zbędnej marży, na tak ekstremalnym rynku, który jest tak konkurencyjny? Odpowiedź jest oczywista, będziemy musieli te opłaty ponosić, natomiast one zostaną przerzucone na konsumentów końcowych w postaci podniesionej ceny i to się perfidnie ukrywa. Dlaczego? Bo w tym samym czasie opodatkowujemy teraz urządzenia, które tak przydały się do edukacji zdalnej, zdalnego biznesu, zdalnej pracy.”
Krytycznie do projektu odnosi się także Związek Cyfrowa Polska. Niedawno wybrany ponownie na prezesa Michał Kanownik powiedział: “Już dziś słychać głosy wśród przedsiębiorców, iż na pewno nie wezmą tego ciężaru na siebie, ale podniosą ceny laptopów, tabletów czy smart telewizorów. Nie będą mieli wyjścia – z jednej strony takie jest prawo, z drugiej marże są na tyle niskie, że po prostu nie stać będzie ich na to.” Cyfrowa Polska zwróciła też uwagę na inny aspekt – niesprawiedliwego wydatkowania środków pozyskanych z opłaty reprograficznej, niezgodnego z orzeczeniem TSUE nt. opłat reprograficznych.
„Już dziś słychać głosy wśród przedsiębiorców, iż na pewno nie wezmą tego ciężaru na siebie, ale podniosą ceny laptopów, tabletów czy smart telewizorów. Nie będą mieli wyjścia – z jednej strony takie jest prawo, z drugiej marże są na tyle niskie, że po prostu nie stać będzie ich na to.” – zwrócił uwagę Michał Kanownik, Prezes Związku Cyfrowa Polska.
Ministerstwo Kultury upierało się, że ceny po wprowadzeniu opłaty nie wzrosną, określając wszelkie krytyczne wobec projektu głosy jako “kampanię dezinformacyjną”. Od maja 2021 roku widzimy jednak, jak temat opłaty reprograficznej pojawił się nagle w mediach głównego nurtu. Popularny kanał na YouTube, prowadzony przez Krzysztofa Stanowskiego “Kanał Sportowy” był chyba jednym z bardziej wyraźnych krytyków projektu. Medialni obrońcy projektu wykazywali się koszmarną wręcz niewiedzą na temat działania rynku i znacznym oderwaniem od realiów. Tak jak u Stanowskiego absolutnie poległ lewicowy poeta-aktywista z Krytyki Politycznej, Jaś Kapela, tak samo u Roberta Mazurka w RMF FM nieskutecznie broniła projektu scenarzystka Ilona Łebkowska, zwana królową polskich seriali. Temat pojawia się także w telewizji (zarówno TVN, jak i Polsat) oraz prasie (np. Rzeczpospolita).
Wygląda jednak na to, że w ostatnim czasie do owej “kampanii dezinformacyjnej” dołączyły same władze. Pośrednio. Najpierw w postaci dość krytycznej opinii Ministerstwa Rozwoju, a ostatnio także Ministerstwa Kultury. W opinii do projektu samego resortu Kultury pojawia się, w kontekście laptopów i tabletów, takie stwierdzenie: „Ten problem jest szczególnie istotny z punktu widzenia epidemii, która spowodowała, że praca czy nauka odbywa się na odległość, a komputery i tablety są niezbędnymi urządzeniami do prawidłowego przebiegu kształcenia”. Autorowi tych słów udało się wprawdzie uniknąć terminu “wzrost cen”, ale przekaz jest jasny – komputery i tablety są ważne i potrzebne w czasie pandemii, więc nie powinny być prowadzone działania prowadzące do wzrostu ich cen.
Skąd to wycofywanie się władz z projektu? Czy to efekt nacisku medialnego czy może raczej tarć politycznych wewnątrz koalicji rządzącej? Nie zamierzamy wchodzić w dywagacje polityczne, więc zatrzymamy się tutaj. Kiedy piszę te słowa jest druga połowa czerwca 2021 roku. Projekt nowej opłaty reprograficznej pozostaje, póki co, projektem. Jego dalsze losy są nieznane, a w mainstreamowych mediach przegrywa on walkę o uwagę widza z bardziej nośnymi politycznie zagadnieniami i, oczywiście, Mistrzostwami Europy w piłce nożnej. Warto temat wzbudzać co jakiś czas, bo, być może, dzięki temu rządzący zrezygnują z niego, przynajmniej w obecnym jego kształcie. Nie chodzi przecież o to, aby rzeczywiście samemu pomysłowi opłaty reprograficznej, czy jakiejś formie wsparcia artystów ukręcić łeb. Trudno jednak popierać ten projekt w aktualnej formie, mając świadomość rynku urządzeń elektronicznych i znaczenia smartfonów, tabletów i laptopów dla współczesnego świata. Pomysłów na to, jak zreformować prawo ustanawiające opłatę reprograficzną jest wiele – grunt aby władza chciała wysłuchać nie tylko jednej strony, ale obu. Chociaż to wymagałoby sięgnięcia do wymierającej, nomen omen, sztuki – kulturalnego dialogu.
https://itreseller.pl/it-reseller-nr-339-2021/