Facebook i Twitter wyłączyły konta Donalda Trumpa w swoich serwisach. Wydarzenia z ostatniej doby pokazują doskonale konsekwencje ciemnej strony mediów społecznościowych.

Facebook i Twitter blokują konta prezydenta Donalda Trumpa po tym, jak na Kapitol wdarła się grupa uzbrojonych zwolenników ustępującego prezydenta. Uwierzyli w jego zapewnienia o rzekomym fałszerstwie wyborczym. Czy jest coś, co lepiej obrazuje konsekwencje szerzenia fake newsów przez znane osoby?

 

Przyznaję, że wyniki wyborów prezydenckich w USA śledziłem z większym napięciem niż w przypadku wyścigu prezydenckiego w Polsce. Rywalizacja między urzędującym Donaldem Trumpem i aspirującym do przejęcia Białego Domu Joe Bidenem była od początku zacięta, w olbrzymim stopniu przeniosła się do sieci. Wydarzenia z ostatniej doby wskazują na to jak wielką siłę oddziaływania mają treści zamieszczane przez polityków w mediach społecznościowych. Mediach, do których Donald Trump właśnie stracił dostęp.

 

Trump znany jest ze swojej tzw. polityki twitterowej. Treści zamieszczane przez prezydenta USA często bywały kontrowersyjne, ewidentnie niekonsultowane ze specjalistami od wizerunku (a przynajmniej na takie często wyglądały). Od czasu listopadowych wyborów Donald Trump regularnie pisał o tym, że jego zdaniem wybory nie odbyły się we właściwy sposób, że część kart do głosowania została ukryta itd. Efekt? W zapewnienia polityka uwierzyła grupa ludzi, która postanowiła przerwać proces głosowania elektorskiego wdzierając się na Kapitol. Chociaż całość wyglądała dość niebezpiecznie, konsekwencje prowadzenia polityki twitterowej przez Trumpa mogły być znacznie gorsze. Chyba nie trzeba szczególnie wysilać wyobraźni, by domyślić się jak daleko idące mogłyby być. To wszystko ukazuje problem współczesnych mediów społecznościowych.

 

Niestety, dziś każdy może w sieci napisać dosłownie wszystko. Efektem mogą być zarówno wywołane internetowym nękaniem depresje, wzrost agresji akcelerowany przez trolli, rozprzestrzenianie się antynauki w postaci ruchów antyszczepionkowych i płaskoziemców, podpalanie sklepów i samochodów pod przykrywką wolnościowych, wzniosłych haseł czy właśnie szturm tłumu na budynki rządowe. Ograniczenie komunikacji w mediach społecznościowych będzie jednak zwyczajną cenzurą. Dobrego rozwiązania zdaje się po prostu nie być – nie w sytuacji gdy algorytmy premiują treści o największej liczbie  komentarzy. Obecnie jeśli się chce wywołać efekt większego ruchu dowolnym materiałem po prostu należy wywołać negatywne emocje – i Donald Trump potrafi grać tym znakomicie.

 

Chociaż kończący kadencję prezydent utracił dostęp do swojego konta na Twitterze, to właśnie w tym medium wydał, za pośrednictwem  Dana Scavino, swoje oświadczenie o treści:

 

„Choć nie zgadzam się z wynikami wyborów i mam potwierdzenie w faktach, 20 stycznia dojdzie do uporządkowanego przekazania władzy. Zawsze mówiłem, że będziemy toczyć dalej walkę, by upewnić się, że liczone były jedynie legalnie oddane głosy. Choć jest to koniec największej pierwszej kadencji prezydenta w historii, to dopiero początek naszej walki o uczynienie Ameryki ponownie wielką”. Tłumacząc frazesy na jasny komunikat: „20 stycznia oddam władzę komuś, kto zabrał mi ją nie do końca legalnie. Byłem najlepszym prezydentem USA. Będę startował w następnych wyborach”.

 

Trump najwidoczniej nie zdaje sobie sprawy, że podobne deklaracje mogą doprowadzić jedynie do dalszych działań szczególnie podatnych na manipulację grup – zarówno ze strony zwolenników, jak i przeciwników ustępującego prezydenta.

 

https://itreseller.pl/itrnewadministracja-odchodzacego-w-tym-miesiacu-ze-stanowiska-prezydenta-trumpa-chce-dodac-do-tzw-czarnej-listy-firmy-alibaba-i-tencent-najwieksze-firmy-internetowe-w-chinach/